Problem ścigania osób, które kierują pojazdami w stanie uniemożliwiającym bezpieczną jazdę, od lat jest przedmiotem mojego szczególnego zainteresowania, dlatego zabieram głos w dyskusji na temat walki z tak zwanymi dopalaczami. Nie trzeba wszak przekonywać, że osoba, która podczas powiedzmy zabawy w dyskotece zechce poprawić sobie humor, a następnie wsiądzie do samochodu, aby wrócić do domu, może zagrażać innym uczestnikom ruchu.
[srodtytul]Zasada “zero tolerancji”[/srodtytul]
Napisałem “może”, ponieważ to, czy zażyty specyfik wpływa na bezpieczną jazdę, jest pytaniem, z jakim musi się zmierzyć ustawodawca, zamierzając wprowadzić przepisy penalizujące prowadzenie pojazdów nie tylko po zażyciu wspomnianych dopalaczy, ale także wszelkich innych substancji działających depresyjnie na ośrodkowy układ nerwowy (OUN).
Nie wdając się w zbędne w tym miejscu rozważania na temat istniejących na świecie rozwiązań legislacyjnych, należy powiedzieć, że jeżeli chodzi o ściganie osób kierujących pojazdami po użyciu substancji określanych zbiorczą nazwą narkotyki, w większości państw Europy obowiązuje zasada “zero tolerancji”. Uzasadnieniem wprowadzenia tak rygorystycznych przepisów jest z jednej strony przekonanie, że osoby, które – niezależnie od ilości – zażywały substancje psychoaktywne, nie powinny uczestniczyć w ruchu drogowym ze względu na potencjalne niebezpieczeństwo, jakie stwarzają dla innych jego uczestników, a z drugiej niedające się przezwyciężyć trudności w tworzeniu katalogu środków, szczególnie pochodzenia syntetycznego, oferowanych na rynku. Mieszczą się w tym również trudności z ustaleniem ewentualnej granicy, po przekroczeniu której dana ilość zażytego środka realnie wpływa na ograniczenie zdolności psychomotorycznych potrzebnych do bezpiecznego prowadzenia pojazdu.
[srodtytul]Konstytucyjne granice[/srodtytul]