Rząd zaprzecza jakoby jednostka miała na celu przeprowadzanie ataków w sieci. Specjalna grupa informatyków wojskowych, której utworzenie według Global Times kosztowało kilka mln dol., ma operować jedynie w celach obronnych.
- Cyberataki stały się międzynarodowym problemem i w ich wyniku cierpią zarówno wojskowi jak i cywile. Chiny są stosunkowo słabe pod względem obrony przed tego typu zagrożeniem, a projekt ma poprawić nasze zdolności obronne na tym polu – powiedział Geng Yansheng, chiński minister obrony.
Oficjalnie grupa, która ma stanowić trzon i zarazem zalążek przyszłej cyberarmii liczy 30 wojskowych informatyków a jej siedziba mieści się w wojskowej bazie w Guandong.
Pierwszym krajem, który doświadczył skutków wojny w Internecie była Estonia, w którą kwietniu 2007 w wymierzono serię cyberataków. Sparaliżowano sieci komputerowe instytucji rządowych, firm finansowych i medialnych. Później władze ustaliły, ze ataki pochodziły z terytorium Rosji.
Od tamtego bezprecedensowego incydentu Estonia postanowiła przygotować się lepiej na potencjalną wojnę w sieci. Bałtycka republika może być wzorem dla innych państw, które obawiają się cybernetycznej inwazji. Stworzono tam „Cyber Defense League" - organizację wolontariuszy, która w czasie ewentualnej wojny będzie działała pod wspólnym dowództwem wojskowym.