– Jeśli chce się teraz być konkurencyjnym, trzeba się dokształcać – twierdzi Grzegorz Wachowicz, dyrektor trade marketingu w Sony Europe, który w listopadzie zeszłego roku skończył trzyletnie studia doktoranckie z zarządzania strategicznego w Szkole Głównej Handlowej.
Jak wynika z danych GUS, na takie studia decyduje się coraz więcej Polaków. Według najnowszych statystyk w roku szkolnym 2009/2010 było ich prawie 35,7 tys., o ponad trzy tysiące więcej niż rok wcześniej, i ponad 13-krotnie więcej niż na początku lat 90. XX wieku. Podobnie jak wówczas, tak i teraz doktoranci wybierają zwykle bezpłatne studia stacjonarne (70 proc.), choć rośnie też liczba osób, które przygotowują się do doktoratu na płatnych studiach niestacjonarnych, często łącząc je z pracą w biznesie.
200 zł więcej
– Chętnych na niestacjonarne studia jest sporo, na najbardziej popularnym wydziale zarządzania i finansów nawet 100 osób rocznie. Problem w tym, że jedynie ok. 1 proc. z nich robi doktorat. Na studiach stacjonarnych ten odsetek sięga 30 proc. – podkreśla prof. Krystyna Poznańska, pełnomocnik rektora ds. studiów doktoranckich w Szkole Głównej Handlowej.
Czy taki wysiłek się opłaca? Jak wynika z Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń firmy Sedlak & Sedlak, przeciętne zarobki pracowników z doktoratem wynosiły w minionym roku 4,4 tys. zł brutto miesięcznie.
To co prawda o 200 zł więcej niż w przypadków magistrów, ale o 200 zł mniej w porównaniu z absolwentami studiów podyplomowych i niespełna połowa wynagrodzenia osób z MBA. Trzeba jednak pamiętać, że w przeciwieństwie do absolwentów MBA spora część doktorantów pracuje na uczelniach i w instytutach, gdzie płace są zdecydowanie niższe niż w biznesie.