Pierwsza „zachęta" rządu Węgier do dobrowolnego wycofania się obywateli z funduszy emerytalnych nie przyniosła spodziewanego efektu. Aby to zmienić, rząd jesienią ubiegłego roku zdecydował o przedefiniowaniu pojęcia składki emerytalnej na podatek emerytalny. To dało mu podstawę do zapowiedzi, że osoby, które nie zrzekną się oszczędności gromadzonych w funduszach, nie będą mogły liczyć na żadne świadczenie rządowe, a ich emerytura będzie zależeć wyłącznie od tego, co odłożyli w funduszach. Ten argument już zadziałał. 97 proc. klientów, czyli 2,5 mln osób, zrzekło się pieniędzy z tamtejszych OFE.

10 mld euro pochodzących z funduszy wykorzystał rząd Viktora Orbana

Z projektu orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego Węgier, do którego dotarł portal origo.hu, a pisze o tym branżowe czasopismo „Investment & Pensions Europe" (IPE), wynika jednak, że nazwanie składek podatkiem nie było konstytucyjne. To może oznaczać, że osobom, które pozostały w węgierskich funduszach (zwykle młode osoby), będą wciąż przysługiwać świadczenia z państwowego systemu. A Węgrzy, którzy udowodnią, że zrezygnowali z II filara pod presją utraty emerytury państwowej, będą mogli wystąpić o odszkodowanie.

Orzeczenie Trybunału nie spowoduje przywrócenia II filaru systemu emerytalnego na Węgrzech. Jak jednak pisze IPE, wyrok może jednak zwiększyć presję na rządy do zaoferowania zadośćuczynienia w przypadku ewentualnej nacjonalizacji.

Nie tak dawno bułgarski Trybunał orzekł, że przeniesienie pieniędzy części obywateli z funduszy do Narodowego Instytutu Ubezpieczeń Społecznych było niekonstytucyjne.