W każdym z nich na pokładzie było po 451 pasażerów.
To już czwarty przypadek w ciągu ostatnich 2 tygodni, kiedy ujawniono, że linie lotnicze zaczynają latać dosłownie „ na oparach". Wcześnie trzykrotnie przytrafiło się to znanemu z niekonwencjonalnych sposobów oszczędzania Ryanairowi na lotnisku w Walencji w Hiszpanii (w tej sprawie toczy się dochodzenie przeciwko irlandzkiemu przewoźnikowi), potem Embraer należący do małego brytyjskiego lokalnego przewoźnika awaryjnie lądował w Southampton. W ostatni piątek pasażerom Air France groziło, że będą musieli zrzucić się na zakup paliwa w Damaszku, kiedy ich samolot nie mógł wylądować w Bejrucie, zaś w stolicy Syrii nie odmówiono przyjęcia karty kredytowej francuskiego przewoźnika. Ostatecznie załoga nie wzięła od pasażerów pieniędzy, tylko „jakoś" rozwiązała problem.
Brytyjskie władze lotnicze Civil Aviation Authority ujawniły, że ciągu lipca doszło aż do 28 awaryjnych lądowań na lotniskach tego kraju, właśnie z powodu kończącego się paliwa, w tym na londyńskim Heathrow, oraz w Birmingham, Edynburgu, Liverpoolu, Manchesterze i Nottingham. Zarząd Stansted przyznał dodatkowo, że jednego dnia miał cztery takie przypadki.
Rzeczniczka Virgina kategorycznie zaprzeczyła jakoby piloci obydwóch maszyn oszczędzali paliwo i emitowali sygnały SOS i zapewniła, że do zmiany lotniska doszło z powodu silnego wiatru na Gatwick. Jednakże pasażerowie mówili, że lądowanie musiało być awaryjne, ponieważ na płycie znalazło się nagle kilkanaście wozów straży pożarnej. — Nasze procedury dotyczące ilości tankowanego paliwa są całkowicie zgodne z zasadami wyznaczonymi przez CAA- podkreśliła rzeczniczka Virgin Atlantic.
Według międzynarodowych przepisów samoloty pasażerskie są zobowiązane do takiego tankowania, by ilość paliwa wystarczyła na dolot do miejsca przeznaczenia, a jeśli lądowanie nie jest możliwe, zrobienie drugiego podejścia, dolot do portu zapasowego oraz utrzymania się w powietrzu jeszcze przez 30 minut.