Marks & Spencer wystartował z internetową wyprzedażą już w Wigilię w południe. Wkrótce później obniżki pojawiły się w serwisie sieci domów towarowych Debenhams, a promocje u Johna Lewisa ruszyły wraz z zamknięciem jego salonów sprzedaży.
Brytyjskie sieci handlowe już od kilku lat rozpoczynają w internecie promocyjną sprzedaż świąteczną w pierwszy dzień Bożego Narodzenia, dzień przed terminem tradycyjnych wyprzedaży, przypadającym na drugi dzień świąt. Coraz częściej jednak ruszają wcześniej, nawet przed świętami, jak tylko znika możliwość dostarczenia zakupów przed Gwiazdką.
Z drugiej strony odczuwający pogorszenie koniunktury gospodarczej klienci zwlekają z zakupem prezentów do ostatniej chwili, licząc na obniżki cen – zauważa Brytyjskie Konsorcjum Handlu Detalicznego. Stowarzyszenie prognozowało, że w sobotę i niedzielę, ostatni weekend przed świętami konsumenci zostawią w sklepach na Wyspach 5 mld funtów. Według Richarda Dodda, szefa działu mediów i kampanii reklamowych, nadzieje te spełniły się. „Wyniki okażą się zadowalające, ale nie nadzwyczajne" - powiedział. Jego zdaniem brytyjski sektor handlowy spodziewał się umiarkowanego, nominalnego, wzrostu wydatków konsumentów w stosunku do ubiegłego roku, ale już nie koniecznie realnego, po uwzględnieniu efektów inflacji.
Budżety wielu brytyjskich rodzin skurczyły się ostatnio – przeprowadzony przez firmę Markit sondaż pokazał najgłębsze pogorszenie sytuacji finansowej gospodarstw domowych na Wyspach od siedmiu miesięcy.
- Pogorszenie kondycji brytyjskich budżetów domowych nie mogło nadejść w gorszym czasie dla handlu i wyjaśnia, dlaczego wiele osób tak ostrożnie dokonywało w tym roku świątecznych zakupów - powiedział Howard Archer, analityk z firmy doradczej IHS Global Insight. Jego zdaniem można oczekiwać, iż klienci będą skłonni wykorzystać wyprzedaże do nabycia towarów, których nie kupili po normalnych cenach, gdyż nie było ich stać bądź uważali, że są za drogie. – Niemniej jesteśmy zdania, iż ludzie będą mniej chętni bądź wręcz niechętni kupowaniu rzeczy, których tak naprawdę nie chcą lub nie potrzebują – dodał.