Amerykański koncern dołączył w piątek do ekipy wyjaśniającej przyczyny pożaru, nie chciał wypowiadać się poza stwierdzeniem, że dotychczas nie miał problemów z tego rodzaju nadajnikiem. Boeing też nie chciał nic powiedzieć.
W 2009 r. federalny urząd lotnictwa FAA poinformował linie lotnicze, że nadajnik Honeywella nie zdał testów i zalecił im wymianę. Inne urzędy nadzoru lotniczego wydały podobne zalecenia. Nie było wtedy mowy o groźbie powstania ognia. Honeywell sprawdza teraz, czy nadajnik w Ethiopianie był taki sam, jak wymieniony przez FAA w 2009 r.
Nadajnik ELT znajduje się w tylnej części ogona B787 i teoretycznie jest możliwe wywołanie przez niego ognia - stwierdził profesor lotnictwa na uniwersytecie MIT i doradca FAA, John Hansman. Uznał jednak za mało prawdopodobne, by doszło do wadliwego funkcjonowania tego urządzenia. Bardziej prawdopodobne jest, że jakiś pasażer wypalił ukradkiem papierosa w toalecie i nie zgasił niedopałka, który tlił się wywołując ogień.
Nowe technologie w samolocie
Brytyjscy śledczy z AAIB nie znaleźli dowodów, by ogień powstał z winy baterii litowo-jonowych. Niektórzy analitycy są jednak zaniepokojeni nowymi problemami technicznymi w nowym samolocie.
- Jeśli producent nie może stwierdzić z całą pewnością, że jest to odosobniony incydent dotyczący tylko tego samolotu, to nie byłoby to dobrze widziane - uznał doradca lotniczy z Teal Group, Richard Aboulafia. - Dreamliner ma tyle rozwiązań w zakresie nowych technologii, że organom nadzoru trudno pojąć wszystkie zmiany.