Stocznia Gdańsk rozpoczęła wczoraj wypłatę kolejnej raty zaległych wynagrodzeń, dzięki czemu nie doszło do strajku. „Solidarność" groziła protestem również ze względu na niejasną sytuację przedsiębiorstwa. Od miesięcy w sprawie wsparcia finansowego zakładu (co najmniej 180 mln zł) nie mogą się porozumieć główni udziałowcy – kontrolowana przez ukraińskiego miliardera Siergieja Tarutę spółka Gdańsk Shipyard Group (ma 75 proc. akcji) i państwowa Agencja Rozwoju Przemysłu (ma 25 proc. akcji).
We wtorek w sprawie sytuacji Stoczni Gdańsk odbyły się rozmowy na wysokim szczeblu – między samym Tarutą a ministrem skarbu Włodzimierzem Karpińskim. Zarówno rzeczniczka ARP Roma Sarzyńska, jak i rzecznik GSG Jacek Łęski, nie chcą udzielać informacji w sprawie spotkania.
Z naszych informacji wynika, że nie przyniosło ono żadnych wiążących ustaleń. Postanowiono, że w najbliższym czasie będą się odbywać spotkania na poziomie grup roboczych w celu wypracowania rozwiązania akceptowalnego dla obu stron. Minister Karpiński ma się ponownie spotkać z Siergiejem Tarutą za około miesiąc.
120 mln zł oferuje załodze zarząd PKP Cargo na premie oraz gwarancję zatrudnienia przez trzy lata
GSG nie chce już dłużej pompować gotówki w stocznię. Zaznacza, że nie oczekuje od ARP pieniędzy, tylko wywiązania się z umowy dotyczącej sprzedaży jednej z hal stoczniowych – nieruchomość jest zabezpieczeniem roszczeń ARP. Ukraińcy zaproponowali też, by ARP ustanowiła zabezpieczenie na innych działkach stoczni, a oni sami zajmą się znalezieniem kupca na halę. Agencja jednak na to nie przystała – uważa, że „zamienne" działki nie są na tyle atrakcyjne, aby stanowiły dobre zabezpieczenie. Na razie związkowcy uznali, że udziałowcy rzeczywiście chcą dojść do porozumienia i stoczni nie grozi upadłość.