Według firmy badawczej Frost & Sullivan w tym roku na całym świecie sprzeda się 170–190 tys. samochodów elektrycznych. To o połowę więcej niż rok wcześniej, gdy globalna sprzedaż wyniosła 120 tys. aut. A w kolejnych latach ma być jeszcze lepiej. Sprzedaż w 2018 roku miałaby sięgnąć 2,7 mln sztuk.
Motorem wzrostu mają być niższe ceny. Już w tym roku najbardziej popularne auta elektryczne staniały średnio o 18 proc. dzięki rosnącej konkurencji. W przyszłym roku wchodzi na rynek kilkanaście nowych modeli, co zmusi producentów do jeszcze bardziej agresywnej walki o klienta. W najbliższych miesiącach z gniazdka można będzie „tankować" nie tylko pojazdy segmentów popularnych, ale także luksusowe i sportowe auta hybrydowe typu plug-in, jak BMW i8, Porsche 918 Spyder czy samochody terenowe, jak Mitsubishi Outlander PHEV.
Elektryczne nowości trafią także na rynek polski. Jeszcze w listopadzie wystartuje sprzedaż BMW i3 w cenie 141 tys. zł. W I kwartale przyszłego roku będzie można kupić zaprezentowanego we Frankfurcie elektrycznego Volkswagena e-up!, a w II kwartale e-Golfa.
Na razie jednak sprzedaż samochodów w pełni elektrycznych w Polsce idzie jak po grudzie. Według Instytutu Samar w ubiegłym roku zarejestrowano zaledwie 30 takich aut. Rok wcześniej – 35. W tym roku od stycznia do końca lipca – tylko osiem.
Szansę na wzrost sprzedaży powinna przynieść rozbudowa infrastruktury. Jak dotąd większość specjalnych szybkich ładowarek montowały firmy energetyczne, które same kupowały pojedyncze egzemplarze aut na prąd, głównie w celach wizerunkowych. Coraz więcej punktów ładowania pojawia się w dużych centrach handlowych. Będą je stawiać także dilerzy samochodów. Dostępne dla wszystkich punkty w Warszawie i Krakowie uruchomił właśnie Nissan, który sprzedaje w Polsce elektryczny model Leaf, jeden z przebojów tego segmentu.