Lodowy biznes wart miliony

W norweskim Geilo kończy się w sobotę festiwal muzyki granej wyłącznie na instrumentach z... lodu. ?Lód daje jednak zarobić wcale nie tylko zimą i nie tylko na kostkach brzęczących w szklaneczkach z drinkiem.

Publikacja: 18.01.2014 00:01

Lodowe instrumenty tworzą unikatowy klimat Ice Music Festiwalu w Geilo

Lodowe instrumenty tworzą unikatowy klimat Ice Music Festiwalu w Geilo

Foto: materiały festiwalu

Ice Music Festiwal co roku przyciąga do położonego mniej więcej w połowie drogi między Bergen i Oslo kurortu narciarskiego Geilo kilkaset osób. Jego tegoroczna edycja ruszyła w tę środę – w sobotę kończy go uroczysty koncert, który tradycyjnie odbywa się o północy.

W tym roku muzycy stworzyli specjalnie na tę okazję brass band. – Widownia, którą co roku liczymy w setkach osób – ale też nie chcemy, by rozwinęła się w tysiące, bo zależy nam na kameralnej atmosferze – to w większości goście z zagranicy. Przyjeżdżają z Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Polski, USA, Włoch, Holandii, Danii, Szwecji, a nawet Australii. Podobnie dziennikarze – mówi „Rz" Emile Holba, rzecznik festiwalu.

Biznes wcale nie kruchy

Festiwal ma charakter non profit, ale dzięki sprzedanym biletom i środkom pozyskiwanym przez radę festiwalu udaje się już wyjść na zero.

– Był jeden producent, który przez kilka lat analizował ryzyko takiego przedsięwzięcia, gdyby założyć, że ma przynosić zyski, ale jednak nic z tego nie wyszło, bo samo przygotowanie całego wydarzenia wymaga ogromnego nakładu pracy – mówi Emile. W obecnym modelu impreza odbywa się dzięki rzeszom lokalnych wolontariuszy z Geilo i całego okręgu Buskerud. Co roku bezinteresownie budują z bloków lodu służącą muzykom scenę, a w czasie wydarzenia bez wynagrodzenia sprawdzają bilety, dbają o dźwięk i światło.

Kosztuje jednak, i to według Emile'a sporo, techniczna obsługa całej imprezy – żeby przygotować teren pod festiwal, konieczne jest np. wynajęcie drogich śnieżnych koparek i maszyn do ubijania śniegu.

Lodowe atrakcje wiążą się z ogromnymi kosztami, bo pozyskanie, transport i obróbka lodu są czaso- i pracochłonne

Jak na polskie warunki wstęp na festiwal nie jest tani: gdyby chciało się wysłuchać wszystkich koncertów tegorocznej edycji, trzeba by kupić karnet za 735 koron (a to ok. 360 zł), wstęp na pojedynczy koncert kosztuje 200 lub – w przypadku ostatniego, nocnego koncertu – 300 koron (czyli 100 albo 150 zł).

Biorąc pod uwagę, że impreza w Geilo właśnie odbywa się dziewiąty raz, mimo że powstaje dzięki tak niepewnemu materiałowi jak lód, okazuje się całkiem stabilnym przedsięwzięciem.

Luksus dla zimnolubów

Impreza w Geilo to kuriozum na tle wielu innych opartych na lodzie wydarzeń, z których zdecydowana większość to wystawy wielkich lodowych rzeźb (swój festiwal ma np. chińskie Harbin, japońskie Sapporo, Fairbanks na Alasce, mongolskie Hovsgol, a nawet... Londyn).

Najpopularniejszym, choć także sezonowym sposobem prawdziwego zarabiania na lodzie są oczywiście lodowe hotele w idealnie nadającej się do tego Szwecji, ale także w Japonii, Kanadzie i oczywiście w Norwegii. Można w nich spędzić kilka lodowatych nocy albo wpaść do hotelowej restauracji, a w oczekiwaniu na obiad jak w muzeum obejrzeć dostępną dla zwiedzających część lodowych wnętrz. Co roku są one misternie tworzone od nowa przez specjalizujących się w lodowym wzornictwie designerów z całego świata. Budują oni lodowate wnętrza i meble w rozmaitych stylach.

Lans w lodowych komnatach nie jest rozrywką tanią. Powstające na kilka miesięcy budowle wymagają sporych nakładów, więc potem muszą na siebie w krótkim czasie (najczęściej wypada to między grudniem i kwietniem) zarobić.

Biznes się jednak opłaca, skoro najstarszy tego typu obiekt w okolicy naszego kraju – głośny szwedzki Icehotel w liczącej zaledwie tysiąc mieszkańców wiosce Jukkasjarvi –pobudowano w tym zimowym sezonie z bloków wody zamarzniętej w pobliskiej rzece Torne już... 24. raz.

Rocznie przez hotel przewija się 50 tys. gości, choć portfel trzeba mieć zasobny. W tym sezonie za najprostszy dwuosobowy lodowy pokój trzeba zapłacić przynajmniej 2,5 tys. koron szwedzkich (prawie 1,2 tys. zł, a to cena w najtańszy dzień w najtańszym okresie sezonu zimowego). Ale klientów to nie odstrasza: miejsca na kolejne miesiące są już wyprzedane.

Rozrywka na tafli

W Polsce lodowych hoteli nie mamy. Sporo jest jednak znacznie mniej niezwykłych, ale równie popularnych lodowych rozrywek. Przede wszystkim w sezonie otwiera się w całym kraju sieć lodowisk, z których korzystają dzieci w czasie ferii zimowych. Wysokie koszty przygotowania lodowiska powodują, że nie zawsze są one jednak przedsięwzięciami zyskownymi.

– Obiekt jest odkryty i frekwencja w dużej mierze zależy od pogody. Koszt „wyprodukowania" lodu jest ogromny, do tego trzeba jeszcze doliczyć wydatki związane z obsługą. Wpływy z biletów nie są w stanie pokryć wydatków – mówi Wojciech Zatorski, zastępca kierownika ds. technicznych Ośrodka Stegny.

Brakującą część budżetu (ok. jednej trzeciej) lodowisko otrzymuje z dotacji. Gdy aura sprzyja, popularność ślizgawki się utrzymuje. W sezonie 2011/2012 na Stegnach jeździło 59 tys. osób, rok później 68 tys. W tym sezonie kierownictwo spodziewa się ok. 75 tys.

Wielką popularnością cieszy się liczące ponad 2 tys. mkw. powierzchni lodowisko na Stadionie Narodowym, które ruszyło w tym roku. Od 3 do 12 stycznia odwiedziło je już 11 tys. gości.

Biznes z kostek i bloków

Zarabiać na lodzie, i to całorocznie, można natomiast na produkcji kostek lodu do chłodzenia napojów, produktów spożywczych i potraw. Jeden z największych producentów lodu w Polsce – spółka Ice Art – uzyskuje już z takiej działalności przychody na poziomie 1 mln euro rocznie.

– Dziennie produkujemy 15 ton kostek lodu – mówi „Rz" Wiesław Świerzyński, prezes spółki. Trafiają one np. na stacje benzynowe BP, do supermarketów Real oraz Piotr i Paweł.

To jednak nie wszystko. Miesięcznie Ice Art produkuje także 600–700 tys. 130-kilogramowych bloków lodu, które są potem rozwożone po Europie do miejsc, gdzie powstają z nich lodowe bary i rzeźby.

Najbliższy lodowy bar zaopatrywany przez Ice Art w lodowaty polski budulec jest w czeskiej Pradze. Są też współpracujące z polskim dostawcą lodowych bloków obiekty w Hamburgu i innych niemieckich miejscowościach. Polska natomiast wciąż czeka na własny całoroczny ice bar z prawdziwego zdarzenia.

Ice Music Festiwal co roku przyciąga do położonego mniej więcej w połowie drogi między Bergen i Oslo kurortu narciarskiego Geilo kilkaset osób. Jego tegoroczna edycja ruszyła w tę środę – w sobotę kończy go uroczysty koncert, który tradycyjnie odbywa się o północy.

W tym roku muzycy stworzyli specjalnie na tę okazję brass band. – Widownia, którą co roku liczymy w setkach osób – ale też nie chcemy, by rozwinęła się w tysiące, bo zależy nam na kameralnej atmosferze – to w większości goście z zagranicy. Przyjeżdżają z Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Polski, USA, Włoch, Holandii, Danii, Szwecji, a nawet Australii. Podobnie dziennikarze – mówi „Rz" Emile Holba, rzecznik festiwalu.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Biznes
Aktywa oligarchów trafią do firm i osób w Unii poszkodowanych przez rosyjski reżim
Biznes
Rekordowe wydatki Kremla na propagandę za granicą. Czy Polska jest od niej wolna?
Biznes
Polskie firmy nadrabiają dystans w cyfryzacji
Biznes
Rafako i Huta Częstochowa. Będą razem produkować dla wojska?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Materiał Promocyjny
Dlaczego Polacy boją się założenia firmy?
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne