W ostatnich latach nasz biznes coraz mocniej zapuszczał korzenie na Wschodzie. Dziś na Ukrainie i w Rosji działają setki firm, w których udziały mają polskie spółki. Eksperci podkreślają, że w związku z rozwojem konfliktu na linii Moskwa–Kijów i zachwianiem kluczowych warunków prowadzenia biznesu, czyli stabilności politycznej i prawnej, firmy te w takim samym stopniu narażone są na straty jak polscy eksporterzy. Sprawa jest poważna, bo obroty tego typu spółek liczone są w miliardach złotych rocznie – wynika z danych wywiadowni gospodarczej InfoCredit.
W Rosji prowadzi działalność 214 podmiotów prawa handlowego z udziałem polskiego kapitału. Na Ukrainie – 118. Pierwsza setka takich przedsiębiorstw w Rosji wypracowała w 2012 roku przychody na poziomie 1,82 mld euro (7,60 mld zł). Z kolei pierwsza setka na Ukrainie osiągnęła przychody rzędu 1,18 mld euro (4,93 mld zł).
Mniej nowych firm
– Polskie firmy, zachęcone poprawiającymi się relacjami z naszymi sąsiadami i dość dobrymi perspektywami wschodnich rynków, przeprowadziły tam prawdziwą ekspansję. To pewne, że teraz znacząco spadnie liczba nowych firm z udziałem polskiego kapitału otwieranych na Wschodzie – mówi Jerzy Wonka, dyrektor ds. rozwoju InfoCredit. Jak podkreśla, na Ukrainie firmy wstrzymały większość projektów inwestycyjnych. – W Rosji należy się zaś liczyć z zastosowaniem administracyjnych narzędzi dla ukarania Polski, które spowodują spadek sprzedaży spółek z polskim kapitałem. Dotyczyć to będzie głównie branży spożywczej – twierdzi.
Do najgorszych scenariuszy przygotowuje się Can Pack, producent kapsli i opakowań, który ma dwie fabryki w zachodniej Ukrainie i dwie w Rosji. – Zagrożenia polityczne i rynkowe są poważne. Opracowaliśmy kilka planów awaryjnych. Faktem jest, że gospodarka ukraińska jest w stanie krytycznym i bez pomocy z zewnątrz zbankrutuje – ocenia Stanisław Waśko, wiceprezes spółki. Can Pack od kilku miesięcy notuje spadek sprzedaży na rynku ukraińskim. – Sytuacja na rynku rosyjskim też jest trudna. Zainwestowaliśmy tam 200 mln dol. w fabryki do produkcji aluminiowych puszek, głównie na piwo. Niestety, od dwóch lat – pod hasłem walki z alkoholizmem – ogranicza się godziny i miejsca sprzedaży tego rodzaju napojów. Podnoszone są też podatki akcyzowe na piwo. W efekcie sprzedaż stanęła – wyjaśnia Stanisław Waśko. Według niego rosyjski rynek zawiódł inwestorów. – Ryzyka rynkowe są bardzo duże. Jesteśmy od nich ubezpieczeni, ale to sporo kosztuje – dodaje.
Polska poradzi sobie bez gazu z Ukrainy. PGNiG ma największe zapasy gazu w historii