Chodzi o Alibabę, chińskiego odpowiednika serwisu Amazon. Prawdziwie chiński sposób robienia interesów. Wszystko musi być zwielokrotnione, powiększone i bijące konkurencję na głowę. Obroty Alibaby są ponad dwukrotnie większe od Amazona – w 2012 roku było to 160 do 86 miliardów dolarów. Wystarczy jeden dzień szaleńczego kupowania w chińskim internecie, tak zwane Święto Singli przypadające na 11 listopada (same jedynki w dacie) i Alibaba rok po roku ustanawia kolejne niebotyczne rekordy. Listopad 2013 roku przyniósł 300 mln internautów odwiedzających serwis, 50 mln z nich dokonało zakupów, które wygenerowały 158 mln przesyłek. Jednego dnia.
Pozostawiony skarb
Obecnie Alibaba przekracza kolejne granice. Według danych Financial Times utworzony przez firmę fundusz inwestycyjny on-line o bardzo poetyckiej nazwie „pozostawiony skarb" (tak dosłownie można przetłumaczyć chińskie Yue Bao) zgromadził już 81 mld dolarów. To na obecną chwilę czwarty co do wielkości fundusz do transakcji pieniężnych na świecie. Yue Bao przyciągnął więcej inwestorów niż tradycyjne fundusze akcji z rynku finansowego, 81 wobec 77 mln chętnych. Chętnych przyciąga możliwość zarobienia więcej niż na tradycyjnych lokatach. 3,35 proc. wypada o wiele słabiej niż 7 proc. oferowane przez Alibabę. Po podobne środki sięgają także inni gracze z internetowego rynku jak Tencent (komunikatory) i Baidu (wyszukiwarki). Można u nich zarobić od 6 do 10 proc.
Wszystko to sprawia, że banki tracą klientów i muszą zastanowić się nad tym, jak skutecznie ich do siebie przyciągnąć. Szacunki analityków zakładają, że wkrótce na funduszach online może się znaleźć nawet 8 proc. wszystkich bankowych depozytów. Trend lokowania pieniędzy w tej nowej wirtualnej bankowości może zmniejszyć wpływ głównej stopy procentowej na zachowania konsumentów. Na razie niecałe 100 mld dolarów ulokowanych w tej bankowości to i tak kropla w morzu całej gospodarki Chin, której wartość określa się na 9 bilionów dolarów. Jednak wiadomo, że internetowe biznesy wiążą się z gwałtownym przyrostem użytkowników i jeżeli w bardzo szybkim tempie możemy patrzeć, jak Alibaba zwiększa swoje zyski z e-handlu, podobnie może niedługo stać się na rynku e-bankowości. Gdy zgromadzone w funduszu online kwoty sięgały 40 mld dolarów, Alibaba notowała 250 mln dolarów rocznie zysku z opłat obsługi swoich użytkowników.
Krach na horyzoncie
Na razie jeszcze żaden krach nie dotknął tych „pozostawionych skarbów", ale wyższa niż państwowa stopa oprocentowania musi nieść ukryte gdzieś ryzyko. Chiny niedawno doświadczyły bezprecedensowych w historii kłopotów - pierwszy raz w historii chińskiego rynku kapitałowego doszło do niewypłacalności firmy. Padło na producenta kolektorów słonecznych Chaori, ale takich sytuacji może być w przyszłości więcej. Problemy mogą wynikać ze zwiększającej się liczby WMP, czyli produktów do zarządzania majątkiem. Stały się one w ostatnich latach poważnym kanałem pozyskiwania depozytów. Stopa zwrotu z takich inwestycji była spora, chętnych do szybkiego zarobku nie brakowało, a banki musiały oferować coraz wyższe zyski z WMP, by wyprzedzić działania konkurencji. Spirala nakręcała się w bardzo szybkim tempie, co przy braku regulacji tego typu produktów i przeznaczaniu pozyskanych w ten sposób pieniędzy na zakup niezbyt przejrzystych aktywów musiało dojść do załamania. W skrócie na chińskim rynku pojawiła się piramida finansowa. Alibaba musi dbać o swoje dobre imię, ponieważ na horyzoncie czeka firmę największe wyzwanie w historii – debiut na giełdzie.