Reklama
Rozwiń

Kto ma pracować w niedziele

Francja jest jedynym krajem OECD, gdzie od 2000 r. obowiązuje 35-godzinny tydzień roboczy, wprowadzony przez lewicę. Nie udało się tego zmienić prawicy, ale teraz sami socjaliści mówią o potrzebie zmian

Publikacja: 28.04.2014 14:37

Kto ma pracować w niedziele

Foto: Bloomberg

Minister pracy Martine Aubry przepchnęła w parlamencie jako zdobycz świata poramy skrócenie tygodnia roboczego z 39 do 35 godzin od 2000 r.  i zwolnienie z odprowadzania składek socjalnych w  zamian za wprowadzenie elastycznego czasu pracy i zwiększenie  efektywności. Nowy system spodobał się związkom zawodowym, zwłaszcza centrali CGT związanej z lewą stroną sceny politycznej. Gdy  politycy, pracodawcy i eksperci proponują zmianę, związki grożą najróżniejszymi akcjami protestu.

Władze podejmowały od 2002 r.  liczne inicjatywy, aby rozszczelnić system 35 godzin, który kosztuje majątek budżet państwa. Same subwencje przekazywane od 2007 r. na zwolnienie z podatku pracy w godzinach nadliczbowych kosztują państwo 4 mld euro rocznie.

Francuzi tak bardzo polubili tę zdobycz socjalną, że trudno im wytłumaczyć, iż to właśnie tak sztywny system pracy z kosztownymi nadgodzinami stał się główną przyczyną problemów budżetowych Francji. (Drugim jest rozdęty sektor publiczny, ale to inny temat.)

Poprzedni prezydent Nicolas Sarkozy wspomniał o konieczności zliberalizowania rynku pracy we Francji, a ta wypowiedź stała się dodatkowym powodem jego przegranej w wyborach prezydenckich. W 2012 r. wygrał przywódca Partii Socjalistycznej, który w tej sprawie  - jak w wielu innych - „jest za, a nawet przeciw".

Zwolennikiem odblokowania rynku pracy jest przedstawiciel prawego, socjaldemokratycznego skrzydła w PS, Manuel Valls, obecny premier, który już na początku 2011 r. zaapelował o odejście od "ustawy Aubry", wywołując polemikę. Trwa ona do dziś, strony nie zmieniają zdania. Beton partyjny i związki są przeciwko, pracodawcy i opozycja za zmianami.

Reklama
Reklama

Praca w weekendy

Dodatkowo pojawił się problem pracy w niedziele i w weekendy. Załoga salonu Sephory z kosmetykami przy Polach Elizejskich zgodziła się dobrowolnie na dyżury w godzinach 21-24 w niedziele, za dodatkowym wynagrodzeniem  i wykorzystaniem dnia wolnego w  tygodniu. Lewicowy związek zawodowy Force Ouvriere zaprotestował.

Federacja FO wystąpiła następnie przeciwko otwieraniu w  niedziele sklepów z wyposażeniem domów i dla majsterkowiczów (Leroy Merlin, Castorama, Bricolage). Była to reakcja na raport Jean-Paula Bailly przekazany rządowi  w  grudniu 2013, wprowadzający tymczasowe zezwolenie na otwieranie tych placówek  w  weekendy do 1 lipca 2015. Raport dał rządowi 18 miesięcy na przygotowanie ustawy, która uporządkuje przepisy i wszystkie wyłączenia z nich.

Związki wystąpiły przeciwko do Rady Państwa, najwyższego we Francji trybunału  administracyjnego, a jego sędziowie odrzucili wniosek o zawieszeniu rządowego dekretu.

Teraz kij w  mrowisko włożył ważny przedstawiciel kierownictwa PS, były premier, obecnie minister spraw zagranicznych Laurent Fabius, który po rekonstrukcji rządu  odpowiada także za handel zagraniczny i turystykę.

- To pewnik:  turysta, który przybywa w nadzielę i zobaczy zamknięty sklep, nie wróci do niego we czwartek - stwierdził w  rozgłośni RTL. - Sklepy trzeba otwierać dla turystów, oczywiście  z rekompensatą dla pracowników. Trzeba zmodyfikować pewną liczbę rozporządzeń, jestem za tym - dodał.

- Wypowiedź ministra uznana  w Quai d'Orsay za „bombę"  świadczy o budującym powrocie do zasady realizmu - skomentował Claude Bouller z organizacji dużych placówek handlowych w centrum Paryża. Podkreślił, że ich otwieranie w  niedziele pozwoliłoby stworzyć co najmniej 20 tys. miejsc pracy na pełnym etacie.

Reklama
Reklama

Obecna  dyskusja dotyczy pracy w strefach turystycznych. Jest ich we Francji 620, ale merowie Annecy, La Rochelle, Lille i Strasburga nie zgadzają się na zakwalifikowanie ich miast do tej kategorii. Tymczasem Galeries Lafayette w Strasburgu osiągają jedną czwartą obrotów dzięki przyjezdnym.

Sytuacja Paryża jest jeszcze bardziej groteskowa. Stolica Francji ma 7 stref turystycznych, ale najsłynniejsze sklepy przy bulwarze Hausmanna: Galeries Lafayette, Printemps, butiki przy avenue Montaigne, czy w dzielnicy Butte Montmartre nie są objęte!  Handlowcy zatrudnili już sprzedawczynie mówiące po chińsku, w  Galeries Lafayette płyną z głośników informacje i reklamy dla turystów z Chin, dział zwrotu VAT przypomina ul - ale tylko w  tygodniu. W weekendy można tylko oglądać wystawy.

Ni wiadomo, czy zaskakująca wypowiedź ministra-socjalisty przyczyni się do postępu we wdrażaniu  zaleceń raportu Bailly. Premier Valls jest także zwolennikiem otwarcia rynku pracy, a obiecał  zaoszczędzić 50 mld euro w ciągu 3 lat i zmniejszyć bezrobocie. Czeka go trudne zadanie.

Minister pracy Martine Aubry przepchnęła w parlamencie jako zdobycz świata poramy skrócenie tygodnia roboczego z 39 do 35 godzin od 2000 r.  i zwolnienie z odprowadzania składek socjalnych w  zamian za wprowadzenie elastycznego czasu pracy i zwiększenie  efektywności. Nowy system spodobał się związkom zawodowym, zwłaszcza centrali CGT związanej z lewą stroną sceny politycznej. Gdy  politycy, pracodawcy i eksperci proponują zmianę, związki grożą najróżniejszymi akcjami protestu.

Władze podejmowały od 2002 r.  liczne inicjatywy, aby rozszczelnić system 35 godzin, który kosztuje majątek budżet państwa. Same subwencje przekazywane od 2007 r. na zwolnienie z podatku pracy w godzinach nadliczbowych kosztują państwo 4 mld euro rocznie.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Reklama
Biznes
Trump straszy UE, Ryanair wraca do Modlina, KE planuje nowe podatki
Biznes
Będzie drastyczna unijna podwyżka akcyzy na papierosy? Okoniem staje Szwecja
Biznes
Cenny ręcznik z Wimbledonu. Iga Świątek rozsławiła nie tylko kluski z truskawkami
Biznes
Polskie start-upy bez pieniędzy, odbudowa Ukrainy i współpraca Paryża z Londynem
Biznes
Pepco więcej sprzedaje i rusza ze skupem akcji
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama