Według analiz Ministerstwa Gospodarki blisko 80 proc. polskiego eksportu kierowane jest do państw, które reprezentują tylko 20 proc. globalnego wzrostu gospodarczego. – To oznacza, że lokujemy nasze zasoby niekoniecznie tam, gdzie jest to pożądane – uważa wiceminister gospodarki Ilona Antoniszyn-Klik.
Według resortu zmiana priorytetów i nastawienie się na kierunki bardziej perspektywiczne powinny zagraniczną sprzedaż polskich produktów i usług jeszcze bardziej zwiększyć. Szczególnie obiecujące mają być dalekie rynki, zwłaszcza azjatyckie i afrykańskie. Przewiduje się, że w roku 2015 siedem na dziesięć najszybciej rozwijających się gospodarek świata będzie reprezentować kontynent afrykański.
Najważniejsza Europa
Jednak na razie skala zaangażowania się polskich firm w globalną ekspansję jest niewielka w porównaniu z innymi gospodarkami. Według badań Harvard Business Review, w działalność międzynarodową jest zaangażowanych tylko 40 proc. naszych firm. Z czego większość to działalność eksportowa na rynki europejskie.
– Stopa zwrotu z inwestycji w Afryce jest dla zagranicznych inwestorów wyższa niż z inwestycji na innych kontynentach. Ale wciąż wiąże się z wysokim ryzykiem, którego polskie firmy się boją. Dlatego kierują się na rynki już rozpoznane, bezpieczne – mówi prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych Sławomir Majman.
Według szacunków ekspertów, w gospodarce światowej 70 proc. firm osiągnęło sukces, skupiając się na koncentrowaniu działalności i ekspansji zagranicznej na rynkach wschodzących. Według prezesów dużych polskich spółek, którzy już rozwijają zagraniczną ekspansję, wielu rodzimym przedsiębiorcom po prostu brakuje globalnego podejścia. – To błąd, bo rozwój można znaleźć tam, gdzie jest ryzyko. Czyli na rynkach rozwijających się – twierdzi prezes Grupy Azoty Paweł Jarczewski. W dodatku obok awersji do ryzyka, czynnikiem hamującym ekspansję ma być także zwykła wygoda. Zdaniem prezesa spółki Conbelts Bytom Bogdana Fiszera, część przedsiębiorców uważa, że nie muszą się starać. – Działają według zasady: skoro można się rozwijać w kraju, to po co iść za granicę. Niestety, takie myślenie spotyka się dość często, choć dziś rynek krajowy daje co najwyżej szanse na stagnację – uważa Fiszer.