Reklama

Rząd i motoryzacja - niebezpieczne związki

Podczas inauguracji Międzynarodowego Salonu Samochodowego we Frankfurcie kanclerz Niemiec, Angela Merkel siedziała w pierwszym rzędzie z prezesem Daimlera, Guentherem Zetsche, szefem Niemieckiego Stowarzyszenia Przemysłu Motoryzacyjnego (VDA) Matthiasem i ówczesnym prezesem Grupy VW, Martinem Winterkornem.

Publikacja: 27.09.2015 15:16

Rząd i motoryzacja - niebezpieczne związki

Foto: Bloomberg

Nie było w tym nic dziwnego, bo tak było od lat. Czasami dołączał do nich Norbert Reithoffer, prezes BMW, który wiosną odszedł na emeryturę. I wiadomo, że przez całe lata biznesmenem najbliższym pani kanclerz był Carl-Peter Forster były prezes Opla, GM Europe, a potem Tata Motors.

Teraz jednak niemieccy dziennikarze przypomnieli sobie potyczki z połowy lat 90, kiedy młoda minister ds. ochrony środowiska właśnie Angela Merkel i minister transportu — wtedy Matthias Wiessman publicznie wykłócali się o emisje i konieczność ograniczenia dopuszczonej szybkości z jaką kierowcy aut mogą się poruszać po niemieckich drogach. Nikt nie spiera się teraz, o to czy Merkel wówczas miała rację, bo jest to oczywiście, ale jej argumenty zostały wówczas zbite przez samochodowe lobby silne w Niemczech, jak w żadnym innym kraju. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro eksport motoryzacyjny Niemiec miał w 2014 roku wartość ponad 400 mld euro. A Wiessman jest członkiem CDU, partii kanclerz Merkel. Politykiem rządzącej partii jest szef lobbystów Daimlera, Eckart von Klaeden, jego poprzednik, Martin Jaeger jest teraz rzecznikiem ministra finansów, Wolfganga Schaeuble, zaś „zielony" Joschka Fischer, były minister spraw zagranicznych, nie miał żadnych problemów, by występować w spotach reklamowych BMW. Najwięcej politycznych związków ma jednak Volkswagen, choćby z tego powodu, że jest największy. Dodatkowo jeszcze udziałowcem VW (20 proc.) jest rząd Dolnej Saksonii, w radzie nadzorczej zasiadali i były kanclerz Gerhard Schroeder oraz obecny wicekanclerz, Sigmar Gabriel oraz były prezydent, Christian Wulff.

Za kadencji Schroedera, szef działu HR VW, Peter Hartz dostał zadanie przeprowadzenia reformy niemieckiego rynku pracy. Cała sprawa jednak zakończyła się dla niego wielkim skandalem, kiedy okazało się, że jednocześnie organizował luksusowe wakacje dla przedstawicieli związków zawodowych, którym nawet opłacał usługi prostytutek. Wyleciał z VW z hukiem, otrzymał wyrok z zawieszeniem, musiał zapłacić grzywnę.

Nie ma dzisiaj żadnych dowodów na to, że władze niemieckie wiedziały o tajnej aplikacji Volkswagena, chociaż część prasy niemieckiej zapewnia, że tak było. Zaskoczenie i konsekwencja z jaką niemiecki rząd zareagowały na skandal w Volkswagenie wskazuje, że oskarżenia są bezpodstawne.

Ale prawdą jest i to, że rząd niemiecki z determinacją bronił swoich producentów, kiedy dwa lata temu Komisja Europejska próbowała wprowadzić ostrzejsze normy dla emisji spalin. Kanclerz Merkel mówiła wtedy, że technologie idą coraz dalej, auta są coraz bardziej czyste, a wprowadzenie ostrych norm byłoby zbyt kosztowne dla rynku pracy. I chyba właśnie wtedy- zdaniem analityków — koncerny motoryzacyjne poczuły się bezkarne. — Skandal w Volkswagenie powinien być poważnym ostrzeżeniem dla polityków- uważa Christina Deckwirth z berlińskiego Lobby Control. Jej zdaniem „afera spalinowa" pokazuje, że powinni oni mniej zajmować się ochroną motoryzacji, a znacznie więcej warunkami, w jakich ona działa.

Reklama
Reklama

Tyle, że niemiecki przemysł samochodowy bezpośrednio zatrudnia 750 tys. ludzi, a trzej najwięksi producenci Volkswagen, Daimler i BMW mieli w ubiegłym roku łączny dochód w wysokości 413 mld euro, czyli o ponad 100 mld euro więcej, niż kwota budżetu Niemiec.

Jednocześnie w Niemczech Federalna Rada Transportu Samochodowego, agencja której podlega sektor motoryzacyjny jest kontrolowana przez Ministerstwo Transportu. — Dzisiaj okazuje się, że branża motoryzacyjna niejako sama siebie kontrolowała — mówi Oliver Kroscher, deputowany z Partii Zielonych.

Ze swojej strony VDA i Weissmann odrzucają kategorycznie zarzuty, że kontrole były pobieżne, bo VDA od kilku lat naciskała na reformę zasad przeprowadzania testów emisji. A Wiessmann w ujawnionym przez prasę liście do kanclerz zaczynającym się od słów „Droga Angelo" naciskał, żeby w Brukseli bardziej ambitnie walczyła o poluzowanie norm emisji. — Myślę, że nasze dążenia do chronienia środowiska nie mogą jednocześnie być niekorzystne dla bazy przemysłowej — mówiła wtedy Angela Merkel.

Teraz zdaniem analityków- okazuje się, że cieplarniana atmosfera, jaką Niemcy stworzyli własnej motoryzacji znacznie spowolniła wprowadzanie innowacji, jak chociażby produkcji aut z napędem elektrycznym i wiadomo, że jest bardzo mało prawdopodobne, że zostanie osiągnięty wyznaczony cen miliona takich aut na koniec obecnej dekady. Nie mówiąc o tym, że niema tam regulacji, które pozwoliłyby sprawdzić jak jest naprawdę z emisjami szkodliwych gazów. Afera z Volkswagenem i fakt że na niemieckim rynku jest przynajmniej 2,8 mln aut, które miały zamontowaną specjalną aplikację zakłócającą odczyty zapewne tę sytuację zmienią.

Biznes
Rosną mury na granicach UE z Rosją. Łotwa właśnie zakończyła budowę
Biznes
Podsumowanie roku: wzrost PKB, giełdowa hossa i stopy procentowe w dół
Biznes
Małpki wracają do gry. System kaucyjny może objąć kolejne opakowania
Biznes
Dzieci Zygmunta Solorza przejęły władzę w Cyfrowym Polsacie. Wielkie roszady
Materiał Promocyjny
Polska jest dla nas strategicznym rynkiem
Biznes
Przed rynkiem kapitałowym wciąż jeszcze dużo pracy
Materiał Promocyjny
Podpis elektroniczny w aplikacji mObywatel – cyfrowe narzędzie, które ułatwia życie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama