Nie było w tym nic dziwnego, bo tak było od lat. Czasami dołączał do nich Norbert Reithoffer, prezes BMW, który wiosną odszedł na emeryturę. I wiadomo, że przez całe lata biznesmenem najbliższym pani kanclerz był Carl-Peter Forster były prezes Opla, GM Europe, a potem Tata Motors.
Teraz jednak niemieccy dziennikarze przypomnieli sobie potyczki z połowy lat 90, kiedy młoda minister ds. ochrony środowiska właśnie Angela Merkel i minister transportu — wtedy Matthias Wiessman publicznie wykłócali się o emisje i konieczność ograniczenia dopuszczonej szybkości z jaką kierowcy aut mogą się poruszać po niemieckich drogach. Nikt nie spiera się teraz, o to czy Merkel wówczas miała rację, bo jest to oczywiście, ale jej argumenty zostały wówczas zbite przez samochodowe lobby silne w Niemczech, jak w żadnym innym kraju. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro eksport motoryzacyjny Niemiec miał w 2014 roku wartość ponad 400 mld euro. A Wiessman jest członkiem CDU, partii kanclerz Merkel. Politykiem rządzącej partii jest szef lobbystów Daimlera, Eckart von Klaeden, jego poprzednik, Martin Jaeger jest teraz rzecznikiem ministra finansów, Wolfganga Schaeuble, zaś „zielony" Joschka Fischer, były minister spraw zagranicznych, nie miał żadnych problemów, by występować w spotach reklamowych BMW. Najwięcej politycznych związków ma jednak Volkswagen, choćby z tego powodu, że jest największy. Dodatkowo jeszcze udziałowcem VW (20 proc.) jest rząd Dolnej Saksonii, w radzie nadzorczej zasiadali i były kanclerz Gerhard Schroeder oraz obecny wicekanclerz, Sigmar Gabriel oraz były prezydent, Christian Wulff.
Za kadencji Schroedera, szef działu HR VW, Peter Hartz dostał zadanie przeprowadzenia reformy niemieckiego rynku pracy. Cała sprawa jednak zakończyła się dla niego wielkim skandalem, kiedy okazało się, że jednocześnie organizował luksusowe wakacje dla przedstawicieli związków zawodowych, którym nawet opłacał usługi prostytutek. Wyleciał z VW z hukiem, otrzymał wyrok z zawieszeniem, musiał zapłacić grzywnę.
Nie ma dzisiaj żadnych dowodów na to, że władze niemieckie wiedziały o tajnej aplikacji Volkswagena, chociaż część prasy niemieckiej zapewnia, że tak było. Zaskoczenie i konsekwencja z jaką niemiecki rząd zareagowały na skandal w Volkswagenie wskazuje, że oskarżenia są bezpodstawne.
Ale prawdą jest i to, że rząd niemiecki z determinacją bronił swoich producentów, kiedy dwa lata temu Komisja Europejska próbowała wprowadzić ostrzejsze normy dla emisji spalin. Kanclerz Merkel mówiła wtedy, że technologie idą coraz dalej, auta są coraz bardziej czyste, a wprowadzenie ostrych norm byłoby zbyt kosztowne dla rynku pracy. I chyba właśnie wtedy- zdaniem analityków — koncerny motoryzacyjne poczuły się bezkarne. — Skandal w Volkswagenie powinien być poważnym ostrzeżeniem dla polityków- uważa Christina Deckwirth z berlińskiego Lobby Control. Jej zdaniem „afera spalinowa" pokazuje, że powinni oni mniej zajmować się ochroną motoryzacji, a znacznie więcej warunkami, w jakich ona działa.