Rada nadzorcza PKO BP poszukuje prezesa i siedmiu wiceprezesów spółki. Poszczególni wiceprezesi mają odpowiadać za bankowość detaliczną, korporacyjną, inwestycyjną, finanse i rachunkowość, ryzyko i windykację, informatykę oraz zarządzanie zasobami ludzkimi. Nowością są stanowiska wiceprezesa kontrolującego bankowość inwestycyjną i informatykę. Zabrakło natomiast członków zarządu banku odpowiedzialnych za jakość (obecnie zajmuje się tym Aldona Michalak) i za współpracę z Pocztą Polską (Wojciech Kwiatkowski).
Sama formuła konkursu nie budzi kontrowersji. Po wygranych przez PO wyborach parlamentarnych minister Skarbu Państwa zapowiadał zresztą konkursy na członków rad nadzorczych i zarządów spółek kontrolowanych przez państwo.
Jednak w przypadku PKO BP pomysł wymiany wszystkich menedżerów naraz może nie być korzystny dla samej spółki. Bank w tym roku ma przeprowadzić emisję akcji, zredukować zatrudnienie i stawić czoło nowemu liderowi rynku – Pekao SA. Żeby zrealizować te cele, a w szczególności stanąć do wyścigu z Pekao, bankowi potrzebny jest mocny i współpracujący ze sobą zarząd.
Jaką gwarancję ma rada nadzorcza PKO BP, że ludzie, których wybierze do kierowania, stworzą zespół, a nie będą zbiorem indywidualności? Kto zapewni, że nowy prezes będzie umiał takim gronem bez problemów zarządzać?
Najczęściej osoba, która zostaje szefem wielkiej spółki, ściąga do zarządu swoich ludzi albo też godzi się pracować z zatrudnionymi wcześniej menedżerami. Ich nazwiska nie są jednak zagadką – kandydat zna ludzi z zarządu i może zdecydować, czy chce z nimi pracować.