- Na spłatę rat klientów banków wydaliśmy około 191 tys. zł — mówi Danuta Bruzik, dyrektor departamentu usług agencyjnych w Banku Gospodarstwa Krajowego, który obsługuje ten rządowy program. Prognozy Ministerstwa Pracy bardziej pesymistyczne. Resort szacował, że o pomoc poprosi w sumie ponad 46 tys. osób, a rząd przeznaczy na nią około 440 mln zł. O wsparcie rządu bezrobotni mogli się strać do końca przyszłego roku. Jeśli klientów banków, którzy będą korzystać z pomocy państwa, będzie przybywać w takim tempie jak przez ostatnie 2 miesiące (program ruszył 5 sierpnia tego roku — red.), to ich liczba nie przekroczy 3 tys.
- Liczba osób, które skorzystały z te programu jest bardzo mała — uważa Michał Wydra ze Związku Banków Polskich. — To sygnał, że nie grożą nam w tym temacie większe zawirowania.
Pomoc w spłacie kredytów hipotecznych udzielana jest osobom, które utraciły pracę po 1 lipca tego roku i zarejestrowały się w Urzędzie Pracy jako osoby bezrobotne. Rząd nie udzieli wsparcia, które same się zwolniły lub zostały dyscyplinarnie pozbawione pracy, a także tym, którzy posiadają więcej niż jedno mieszkanie lub dom. Żeby skorzystać z rządowego programu trzeba dostać od banku zaświadczenie o wysokości kredytu i harmonogramie spłat. Następnie ten dokument i wniosek o udzielenie pomocy trzeba złożyć w regionalnym Urzędzie Pracy.
— Wsparcie trwa maksymalnie 12 miesięcy. Bank ustala na podstawie danych z banku kwotę raty (nie może być wyższa niż 1200 zł — red) i jej wysokość nie zmienia się przez cały okres pomocy danej osobie. Na jej wysokość nie ma wpływu zmiana oprocentowania kredytu — wyjaśnia Danuta Bruzik z Banku Gospodarstwa Krajowego.
BGK przestaje spłacać raty, gdy klient banku znajduje pracę. - Założenia tego programu są dość łagodne. Mogą z niego skorzystać także osoby bezrobotne, których małżonek pracuje. W przypadku małżeństw mających wspólnotę majątkową pomoc może otrzymać osoba, która straciła pracę, nawet jeśli to nie ona brała kredyt — mówi Tomasz Gryn, dyrektor departamentu kredytów hipotecznych w Polbanku EFG. Bankowcy przyznają, że są osoby, które interesują się tym programem, ale zwykle ich liczba nie przekracza 10 klientów.