Maystadt nie obawia się, że wypchnie tym samym z rynków innych potrzebujących pieniędzy. W tym choćby Europejski Fundusz Stabilności Finansowej (EFSF) oraz Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (EFSM), które pożyczają pieniądze na finansowanie płynności tych krajów strefy euro, które nie mogą sobie poradzić w kryzysie.
EFSF robi to w imieniu państw strefy euro, a EFSM w imieniu całej UE. – Przy ostatnich emisjach było widać, że zapotrzebowanie na taki dług jest bardzo duże i książka zamówień znacznie przewyższała ofertę obligacji – powiedział Maystadt.
EBI to instytucja, na której kapitały składają się państwa członkowskie UE. Jej głównym celem nie jest maksymalizowanie zysku, ale realizacja politycznych priorytetów UE zatwierdzonych wspólnie przez unijne rządy oraz Parlament Europejski. Nie może sobie jednak pozwolić na straty.
– Potrzebujemy zysków, aby budować rezerwy na naszą akcję pożyczkową, bez konieczności podwyższania kapitałów – mówił prezes EBI. Na razie im się to udaje. Maystadt przewiduje, że przynajmniej do 2015 roku żadna subskrypcja akcji nie będzie potrzebna. W 2010 roku zysk netto wynosi 2 mld 117 mln euro, a wskaźnik wypłacalności był znacznie wyższy od przeciętnej dla banków komercyjnych i sięgał 27 proc.
EBI jest bankiem z misją, dlatego też w samej UE finansuje inwestycje potrzebne do wyrównywania różnic w rozwoju pomiędzy biedniejszymi i bogatszymi regionami, co finansuje również polityka spójności, oraz na projekty w ochronie środowiska czy w dziedzinie walki ze zmianą klimatyczną. Pewną kwotę może też przeznaczać na projekty poza granicami UE, głównie w krajach tzw. sąsiedztwa. Na wschodzie są to np. Ukraina czy Mołdawia, na południu Egipt, Tunezja czy Maroko.