Szef banku Lado Gurgenidze, były premier Gruzji, w ubiegłym tygodniu prezentował spółkę polskim inwestorom. Nie jest jeszcze znana kwota, jaką bank mógłby pozyskać z emisji. Na razie jego aktywa – równowartość 900 mln zł na koniec grudnia 2010 r. (mniej niż 1 proc. aktywów PKO BP) – nie robią wrażenia, ale w ciągu roku wzrosły o 70 proc.
Na giełdzie w Tbilisi, gdzie bank jest już notowany, jest on wyceniany na równowartość 150 mln zł. Pożyczkodawca ma największą sieć placówek w Gruzji. Przechodzi znaczącą modernizację od 2008 r., kiedy w spółce pojawił się fundusz private equity założony przez Gurgenidze i Dinu Patriciu, rumuńskiego miliardera.
288 mld zł to wartość akcji zagranicznych spółek notowanych na GPW
Według Gurgenidze na zagraniczne giełdy może trafić jeszcze kilka innych spółek z kaukaskiej republiki. Część może wybrać właśnie giełdę w Warszawie. Przedstawiciele GPW nie próżnują. Jak ustaliliśmy, w ubiegłym tygodniu przebywali w Tbilisi i spotykali się tam z gruzińskimi kandydatami do debiutów. Nad jedną z potencjalnych ofert pracuje ukraiński dom maklerski BG Capital (grupa Bank of Georgia).
Pierwsza ze spółek może zostać wprowadzona na warszawską giełdę jeszcze w tym roku. Zainteresowanymi wejściem na GPW są m.in. firmy z branży spożywczej. Wśród nich może być Teliani Valley, producent win, którego władze nie wykluczają debiutu na warszawskim parkiecie. Już teraz na NewConnect notowana jest polska firma o tej samej nazwie, które importuje wina od gruzińskiego producenta. Na razie tylko jedna gruzińska firma notowana jest na zagranicznej giełdzie. To Bank of Georgia, której akcjami handluje się w Tbilisi i Londynie. Tę spółkę na londyńską giełdę wprowadzał właśnie Gurgenidze.