Dla tych frankowiczów, którzy liczyli na przewalutowanie swoich zobowiązań po kursie z dnia ich zaciągnięcia, spadek notowań franka o 20 groszy w ciągu miesiąca może być marnym pocieszeniem. Na rynku walutowym to jednak zmiana spora. Wystarczyła, aby dziś za szwajcarską walutę było trzeba zapłacić najmniej od kwietnia.
W środę kurs franka oscylował nieco poniżej 3,91 zł. Dla porównania, na początku lipca przekraczał nawet 4,11 zł. W ciągu miesiąca spadł więc o blisko 5 proc. To odzwierciedlenie umocnienia polskiej waluty wobec euro. Kurs tej ostatniej waluty we frankach od roku jest bowiem stabilny, zmienia się między 1,07 a 1,11.
Zdaniem większości analityków w najbliższym czasie to się nie zmieni. Szwajcarski Bank Narodowy (SNB) uważa, że frank jest zdecydowanie przewartościowany i stara się nie dopuścić do dalszego jego umocnienia wobec euro, czyli waluty głównego partnera handlowego Szwajcarii. Gdy pojawia się ryzyko, że frank będzie zyskiwał na wartości, SNB interweniuje na rynku walutowym. Ostatnio zdecydował się na to po brytyjskim referendum w sprawie przynależności do UE, którego wynik wywołał zwrot inwestorów ku aktywom uważanym za bezpieczne, w tym szwajcarskim.
– Tamta interwencja okazała się skuteczna. Inwestorzy mają świadomość, że SNB będzie bronił kursu – ocenia Marek Rogalski, główny analityk walutowy domu maklerskiego Banku Ochrony Środowiska.
Ankietowani przez agencję Bloomberga analitycy przeciętnie oczekują, że kurs euro we frankach pozostanie stabilny. Pod koniec roku ma, tak jak dziś, oscylować wokół 1,09, a w połowie 2017 r. dojść do 1,10.