Banki zarabiają dziś krocie na udzielaniu kredytów. Konkurencja między nimi jest tak duża, że biją się nawet o klientów, którzy dużo nie zarabiają. Kryzys finansowy na rynkach międzynarodowych zaczął się właśnie od tego, że niektórzy Amerykanie przestali na bieżąco spłacać swoje kredyty hipoteczne.

– Tamtejsze banki najpierw obsłużyły bogatych klientów, a potem stworzyły ofertę dla tych mniej zamożnych. W ostatnich latach w USA bardzo popularne były kredyty 2 na 28 czy 3 na 27 – wyjaśnia Tomasz Bieske, partner w Ernst & Young. Klient brał kredyt na ponad 20 lat, ale przez pierwsze dwa czy trzy lata płacił kilka razy niższe raty, niż powinien. Gdy kończył się okres promocji, nie każdego było stać na zapłacenie normalnej raty. W 2001 r. takich zmodyfikowanych produktów wśród nowo udzielonych kredytów było 1 proc., w latach 2005 – 2006 już 26 proc. Kolejna oferta dla mniej zamożnych osób to kredyt hipoteczny, przy którym bank nie żądał masy dokumentów. W 2006 r. w USA stanowiły one połowę wszystkich nowych kredytów.

W Polsce większość zamożnych osób ma już swoje mieszkanie czy dom. Dzięki kredytom hipotecznym mogą sobie pozwolić na własne lokum ci, których zarobki są niższe. Ponadto kierownictwa banków naciskają, żeby sprzedaż kredytów rosła. Banki tworzą specjalne systemy oceny ryzyka kredytowego, żeby tylko przyspieszyć wydanie decyzji klientowi. – Mogą być tak skonstruowane, żeby jak najwięcej osób ten kredyt dostało. Wysokość minimum socjalnego jest w tym przypadku kwestią kluczową – mówi Tomasz Bieske. Wojciech Kaśniak, były szef nadzoru, twierdzi, że wiele banków jest w tym względzie zbyt liberalnych. Udziela kredytów tym, którzy mogą w przyszłości mieć problemy z jego spłatą, gdy np. złoty się osłabi i wzrosną raty kredytów we frankach szwajcarskich.

Partner z Ernst & Young uważa, że bankowcy powinni dokładnie analizować swoje portfele kredytowe. Sprawdzać na bieżąco, czy np. konkretne grupy klientów spłacają swoje zobowiązania regularnie. – Wtedy szybko się dowiedzą, jak zacznie się dziać coś niedobrego – twierdzi Tomasz Bieske. Nie wszystkie banki mają jednak systemy, które umożliwiają im szczegółową analizę portfela kredytów.