Opublikowane właśnie wyniki za miniony rok piątego największego banku Rosji przynoszą informację o rekordowym wynagrodzeniu, które przyznali sobie członkowie 10 osobowego zarządu Banku Moskwy.
W minionym roku bank ten zaliczył 2,5 mld dol. straty, a zarząd zainkasował 52 mln dol. w pensjach i premiach. Na głowę wypadło po ponad 5 mln dol. Z taką kwotą można już było udać się na emigrację do Londynu. Szefom grunt palił się już pod nogami, od kiedy prezydent Dmitrij Miedwiediew, na początku roku wyrzucił z posady wieloletniego protektora banku — mera Moskwy Jurija Łużkowa.
Dwa miesiące po zainkasowaniu rekordowych zarobków (luty 2011) prezes Andriej Borodin oraz jego zastępca Dmitrij Akulin polecieli do Londynu. I już nie wrócili, bowiem władzę w Banku Moskwy przejął nowy właściciel — państwowy bank VTB, który odkupił od nowych władz stolicy 46 proc. komunalnych udziałów.
Gdy inspektorzy VTB przyjrzeli się papierom Banku Moskwy, okazało się, że bank, w którym 4,5 mln Rosjan zgromadziło 140 mld rubli (prawie 5 mld dol.) oszczędności, jest na krawędzi bankructwa.
Sytuacja była niezwykle poważna, bowiem oprócz oszczędności, konta w Banku Moskwy ma 9 mln firm; na kontach powinno też być 200 mld rubli (7,09 mld dol.) pieniędzy budżetowych i 100 mld rubli (3,55 mld dol.) kredytów międzybankowych