Przede wszystkim, trzeba pamiętać, że państwowy Fundusz Stabilizacyjny Rynków Finansowych objął te udziały kilka lat temu, po upadku Lehman Brothers, który odbił się na całym systemie bankowym. Od początku było jasne, że zaangażowanie rządu będzie przejściowym wsparciem kapitałowym. Teraz przyszła pora, aby te więzy z rządem powoli rozluźniać i spłacać jego udziały (akcje bez prawa głosu). Ma to związek ze strukturą rządowej pomocy. W 2008 i 2009 r. w zamian za ok. 16,4 mld euro, rząd otrzymał oprocentowanie na poziomie 9 proc. Możemy zaliczyć te akcje do kapitału podstawowego, ale tylko do końca 2018 r., kiedy zaczną w pełni obowiązywać przepisy Bazylei III (nowe wytyczne Bazylejskiego Komitetu ds. Bankowości – red.). W efekcie w przypadku Commerzbanku stosunek kapitału podstawowego najwyższej jakości do wartości aktywów sięga 12 proc. na koniec 2012 r. Gdyby przepisy Bazylei III obowiązywały w pełni, wynosiłby pro forma 7,6 proc. Tymczasem już dziś akcjonariusze, inwestorzy, analitycy i dziennikarze pytają nas o ten drugi współczynnik. Planowana emisja akcji powoduje że wzrośnie on o 1 punkt procentowy. Jeśli dodatkowo uwzględnimy fakt, że musimy płacić 200 mln euro odsetek rocznie za nieme udziały rządu i Allianza, rachunek staje się dość prosty.
Commerzbank to jeden z największych banków w Niemczech. Jak z tej perspektywy wygląda niemiecka gospodarka?
Jesteśmy największym w Niemczech kredytodawcą dla sektora średnich przedsiębiorstw, stanowiącego filar niemieckiej gospodarki. Na podstawie jakości naszego portfela kredytów mogę powiedzieć, że w tym sektorze nie widać kryzysu takiego, jak w latach 2008-2009. Obecnie, kredytów niespłacanych terminowo jest trochę więcej, niż było np. w ubiegłym roku, ale nie tak dużo, abyśmy mieli powody do niepokoju. Jeśli coś nas martwi, to fakt, że niemieckie spółki mają bardzo duże zapasy gotówki, więc nawet jeśli inwestują, to często nie zgłaszają zapotrzebowania na kredyt. Ale inwestują niewiele. Choć nie skarżą się za bardzo na koniunkturę w swoich branżach, są bardzo ostrożne, nie chcą ryzykować. Ma to związek z dość niepewnym otoczeniem makroekonomicznym i kryzysem w strefie euro. Zresztą, z podobną sytuacją mamy do czynienia w Polsce.
W całej strefie euro spadek podaży kredytu jest spowodowany brakiem potrzeb pożyczkowych spółek i gospodarstw domowych, czy jednak niechęcią banków do ich udzielania?
Na pewno w strefie euro są takie spółki, którym banki nie chcą pożyczać, i to nie koniecznie dlatego, że nie mają na to kapitału, tylko dlatego, że te spółki nie powinny się ich zdaniem bardziej zadłużać. Ale oczywiście jest grupa krajów, gdzie banki generalnie nie palą się do pożyczania. Tak jest np. we Włoszech. Ale zarówno w Niemczech, jak i w Polsce, takiego problemu nie ma. To raczej firmy nie chcą inwestować tyle, ile my byśmy sobie życzyli.
Czy wobec tego kolejna obniżka stóp procentowych przez EBC, której spodziewa się część ekonomistów, miałaby sens? A może EBC powinien pójść w ślady Banku Anglii, który w ramach programu „Funding for lending" udziela tanich pożyczek tym bankom, które z kolei są gotowe pożyczać małym spółkom?