– Banki stają się coraz bardziej ponadnarodowe, ale nadzór i mechanizmy likwidacji zamknięte są ciągle w granicach narodowych. Tak dalej być nie może – powiedział wczoraj Michel Barnier, unijny komisarz rynku wewnętrznego i usług finansowych. Komisja Europejska przedstawiła długo wyczekiwany projekt europejskiego mechanizmu uporządkowanej likwidacji banków. Po zatwierdzonej już dyrektywie o stworzeniu wspólnego unijnego nadzoru bankowego to drugi już etap unii bankowej.
Nadzór ma funkcjonować w Europejskim Banku Centralnym prawdopodobnie od września 2014 r. Mechanizm likwidacji banków będzie dopiero przedmiotem dyskusji wśród ministrów finansów UE oraz w Parlamencie Europejskim. Jeśli zostanie zatwierdzony, to wejdzie w życie w 2018 r. Trzecim i ostatnim etapem unii bankowej ma być wspólny system gwarancji depozytów. Na razie Bruksela nie przygotowała jeszcze projektu w tej sprawie.
Europejski mechanizm likwidacji banków budzi od początku znacznie więcej kontrowersji niż pierwszy etap, czyli wspólny nadzór. Chodzi bowiem o pieniądze: kto ma płacić za upadłość banków. Do tej pory taka decyzja należała do wyłącznych kompetencji państwa – siedziby banku. Albo decydowało się ono na jego likwidację i obciążenie stratami akcjonariuszy, albo – zdaniem KE zbyt często – ratowało go za pieniądze podatników. Według Brukseli to właściciele banków i inne instytucje finansowe powinny płacić za lekkomyślność menedżerów. Dlatego najpierw KE zaproponowała obowiązek tworzenia w każdym państwie UE narodowego funduszu likwidacji banków (w Polsce od wielu lat istnieje Bankowy Fundusz Gwarancyjny). A teraz proponuje, żeby zebrane w tych narodowych funduszach pieniądze były zbierane do jednego europejskiego funduszu i wspólnie zarządzane. Docelowo, po dziesięciu latach, ma się tam znaleźć 55 mld euro. Dopiero gdy kryzys będzie tak duży, że tych pieniędzy nie wystarczy, na ratunek ruszy budżet krajowy. Za zgodą – jak przekonuje Bruksela – ministra finansów danego kraju.
Sam obowiązek tworzenia narodowych mechanizmów likwidacji nie wywoływał – poza Wlk. Brytanią – większych sprzeciwów. Jednak włożenie ich do wspólnej kasy już budzi protesty Niemiec. Jeszcze przed oficjalną prezentacją projektu KE niemiecki minister finansów skrytykował go i zagroził nawet wnioskiem do unijnego Trybunału Sprawiedliwości. Zdaniem dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung" Wolfgang Schauble uważa propozycję KE za naruszenie traktatów UE i zgadza się wyłącznie na tworzenie narodowych funduszy.
Niemcom nie podoba się nie tylko pomysł wspólnych pieniędzy, w którym to teoretycznie niemiecki bank musiałby płacić za upadłość hiszpańskiego. Nie zgadza się też na przeniesienie władzy do Brukseli. Projekt KE przewiduje co prawda utworzenie rady ds. likwidacji banków, w której poza czterema dyrektorami wykonawczymi zasiądzie przedstawiciel EBC oraz po jednym przedstawicielu każdego kraju członkowskiego, ale zakłada też, że Komisja może sama, bez rekomendacji tej nowej rady, uruchomić procedurę likwidacji banku. Zawsze jednak punktem wyjścia musi być wniosek od nadzorcy, czyli Europejskiego Banku Centralnego