Jeśli uda się wprowadzić tzw. jednolitą licencję, banki będą mogły handlować bezpośrednio na GPW. Część ekspertów liczy, że dzięki niej zwiększy się płynność naszej giełdy, szczególnie w segmencie obligacji korporacyjnych. Na drugim biegunie są domy maklerskie, które obawiają się, że ich biznes w takim układzie zostanie zmarginalizowany, a wcielanie domów maklerskich w struktury banku stanie się powszechną praktyką.
Przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Andrzej Jakubiak nie ukrywa, że zależy mu na tym, aby jednolita licencja bankowa została wprowadzona jeszcze w tej kadencji Sejmu. – Propozycja KNF zakłada ustanowienie limitu dla działalności inwestycyjnej banku na poziomie 5 proc. aktywów oraz 10 proc. wymogu kapitałowego. Bank, który przekraczałby któryś z tych progów, musiałby przenieść działalność inwestycyjną do odrębnego podmiotu, co zapewniłoby zwiększoną ochronę depozytów – wyjaśnia szef KNF.
– Banki raczej nie zainwestują w akcje. Prawdopodobnie będą to tylko obligacje korporacyjne. Ale jako podobne do kredytów będą ich zamiennikiem. Nie powinno to wpłynąć negatywnie na banki ani na ich ryzyko – uważa Marcin Materna, dyrektor Departamentu Analiz Millennium DM.
Andrzej Jakubiak podkreśla, że potrzebne są również inne działania czy instytucje, które mogłyby wspomóc rynek obligacji korporacyjnych. Jego zdaniem taką instytucją może być agencja ratingowa, która nadawałaby ratingi emitentom obligacji.
– Gdyby nam się udało stworzyć płynny rynek papierów dłużnych, to w dobie niskich stóp procentowych udałoby nam się skłonić przeciętnego Kowalskiego do zainteresowania się tym rynkiem – mówi szef KNF. – Jest to rynek w miarę bezpieczny, ale trzeba go obudować instytucjami, które by zabezpieczały interesy inwestorów. Mamy giełdę i Catalyst, ale potrzebna jest agencja, w rodzaju ratingowej, która wystawiłaby rekomendacje. Myślę o niezależnej, może prywatnej agencji – mówi Jakubiak.