Nasz bank będzie efektywny, czysty - z zerową tolerancją dla korupcji i „zielony", bo finansujący projekty czysto gospodarcze - zapewnia Jin Liqun, sekretarz generalny czasowego zarządu AIIB, w przyszłości zapewne jego prezes.

Ta wypowiedź wyraźnie jest reakcją na amerykańskie obawy, że Chińczycy będą zarządzali bankiem tak jak własnymi instytucjami finansowymi, które często dostarczają kapitału na wątpliwej jakości projekty. Przy tym Chińczycy przekonali do swoich planów ponad 50 państw członkowskich - założycieli, wśród których jest również Polska, a ostatniej chwili 31 marca ostateczny akces nieoficjalnie zgłosili Japończycy, którzy ostateczną decyzję mają podjąć w czerwcu. Wcześniej swoją gotowość zgłosiły, mimo amerykańskich oporów, Wielka Brytania, Francja, Niemcy i Nowa Zelandia.

Bank, który ma dysponować kwotą 50 mld dol. na projekty infrastrukturalne w Azji jest wyraźnie konkurencją dla banku Światowego i Azjatyckiego Banku Rozwoju (ADB), które twardą trzymają się zasad, że jakiekolwiek projekty muszą być przejrzyste pod względem finansowania i zarządzania, przestrzegać przepisów ochrony środowiska oraz bezwzględnie odcinać się od jakichkolwiek nacisków korupcyjnych, a przede wszystkim służyć lokalnej przedsiębiorczości.

— Nasz bank nie jest w żadnym wypadku jakąkolwiek organizacją polityczną, czy politycznym sojuszem. To gwarantuje, że jakakolwiek działalność niezgodna z zasadą przejrzystości nie jest możliwa. Będziemy „ultraprzejrzyści" - zapewniał Jin Liqun podczas forum gospodarczego w Singapurze w ostatni weekend.

Powodzenie chińskiego projektu jest niewątpliwie porażką amerykańskiej dyplomacji, która starała się przekonać swoich światowych sojuszników do odrzucenia chińskiej oferty udziału w tym projekcie. Dla większości krajów, które do niego przystąpiły, to jednak okazja do zwiększenia obecności w Azji, pozostającej najszybciej rozwijającym się regionem świata.