– Jeszcze niedawno przy każdej głównej ulicy lub każdym ważnym węźle komunikacyjnym znajdowało się kilka placówek banków. W niektórych lokalizacjach stanowiły one zdecydowaną większość wszystkich punktów usługowych. Od pewnego czasu obserwujemy stopniowe wycofywanie się banków z głównych ulic w miastach – mówi Łukasz Jędrychowski, ekspert firmy doradczej Nuvalu.
Przeprowadzka do galerii
Jedną z przyczyn takiej sytuacji jest konsolidacja wciąż rozdrobnionej w Polsce branży bankowej. W trakcie łączenia banków okazuje się, że placówki przejętych instytucji znajdują się w tej samej lokalizacji, a nawet sąsiadują ze sobą ściana w ścianę.
– Nie ma ekonomicznego sensu utrzymywania dwóch oddziałów tuż obok siebie, stąd też niektóre są likwidowane – tłumaczy Łukasz Jędrychowski.
Tomasz Górski, starszy negocjator z firmy Cushman & Wakefield, przypomina, że największy rozwój placówek bankowych przy głównych ulicach handlowych przypadał w Polsce na lata 2006–2010. – Wzrosły wtedy czynsze, ponieważ wiele instytucji finansowych konkurowało o dość ograniczoną pulę najlepszych lokali. A plany rozwoju oddziałów były bardzo ambitne. Był trend otwierania placówek bankowych o określonych usługach: np. placówki specjalizujące się w kredytach hipotecznych czy kredytach konsumpcyjnych dla osób fizycznych – przypomina Tomasz Górski. – Miało się wtedy wrażenie, że banki opanowały prawie wszystkie lokale dotychczas zajmowane przez handel. Jednak po 2010 roku rynek się nasycił i otwieranie nowych placówek zaczęło prowadzić do efektu tzw. kanibalizacji – dodaje.
Także doradcy z firmy AXI IMMO mówią o redukcji oddziałów przy głównych ulicach handlowych i w drugorzędnych lokalizacjach. Stała liczba palcówek banków utrzymuje się tylko w centrach handlowych. Tam bowiem jest największy przepływ klientów.