Sąd Najwyższy (sygnatura akt: II PK 176/14) zajął się w środę sprawą dyrektora finansowego jednej z warszawskich firm leasingowych. Gdy w 2011 r. w firmie odbywała się restrukturyzacja zatrudnienia, został on zwolniony. Zgodnie z jego umową okres wypowiedzenia wynosił sześć miesięcy i upływał dopiero z końcem kwartału. Skutek był taki, że choć dyrektor wypowiedzenie dostał w styczniu 2011 r., do rozwiązania umowy doszło dopiero z końcem września. Przez cały ten czas zachowywał prawo do wysokiego wynagrodzenia, wynoszącego 30 tys. zł miesięcznie.
W ciągu siedmiu dni od wręczenia wypowiedzenia dyrektor odwołał się jednak do sądu pracy, żądając odszkodowania za bezprawne zwolnienie z pracy. Zażądał przy tym prawie 200 tys. zł jako równowartości jego pensji w czasie sześciomiesięcznego okresu wypowiedzenia. Sądy pracy odmówiły mu jednak aż tak wysokiej rekompensaty i przyznały odszkodowanie zgodnie z art. 47[1] kodeksu pracy w wysokości trzymiesięcznej pensji. Pracownik nie złożył jednak broni w walce o 100 tys. zł dodatkowego odszkodowania i do Sądu Najwyższego trafiła skarga kasacyjna w tej sprawie.
W wyroku z 22 kwietnia SN uwzględnił jedynie zarzuty dotyczące rozpoczęcia terminu naliczania odsetek (od złożenia pozwu, a nie końca okresu wypowiedzenia). SN oddalił jednak jego zarzuty co do wysokości odszkodowania za bezprawne zwolnienie.
– Prawo pracy określa jedynie minimalne wymagania i nic nie stoi na przeszkodzie, aby strony umowy o pracę ustaliły tak jak w tym przypadku dłuższy okres wypowiedzenia – zauważył sędzia Bohdan Bieniek. – Nie można jednak na tej podstawie zwiększyć należnego pracownikowi odszkodowania. Taka podwyżka powinna jasno wynikać z tej umowy.