W przychodniach rodzinnych od kilku tygodni stale brakuje szczepionek. Nie ma zastrzyków przeciwko tężcowi, błonicy i krztuścowi dla pięciolatków ani przeciwko tężcowi i błonicy dla 18-latków.
– Moje pielęgniarki codziennie dzwonią po innych przychodniach z pytaniem, czy nie mają tych szczepionek – mówi Joanna Szeląg, lekarz rodzinny z Porozumienia Zielonogórskiego.
Dostęp do szczepionek był ograniczony w całej Europie, a Ministerstwo Zdrowia miało problemy z ich zdobyciem.
– Brakowało zwłaszcza szczepionek dla sześciolatków, bo te, które się pojawiły, szły w pierwszej kolejności dla wcześniaków lub dzieci z niedowagą. Dlatego rodzice pozostałych maluchów często słyszeli w przychodni, że szczepienie trzeba przełożyć – mówi Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównej Inspekcji Sanitarnej. Resort zdrowia zaś zapewnia, że kolejne dostawy szczepień będą 31 października i 30 listopada br. Pierwsza po 100 tys. dawek, a druga po 104 tys.
Nad szczepieniami jednak czarne chmury zbierają się już od dawna. Jeśli bowiem minister zdrowia nie zmieni szybko rozporządzenia w sprawie obowiązkowych szczepień ochronnych, lekarze mogą już od stycznia 2016 r. stracić prawo do ich zlecania.