Ma pięćdziesiątkę, nadwagę i siedzącą, stresującą pracę, a stres zagryza tłustym jedzeniem i uspokaja paczką papierosów dziennie. Ból za mostkiem łapie go na początku tygodnia, ale jeśli nie boli naprawdę mocno, wytrzymuje do końca zmiany i dopiero gdy zaczyna drętwieć mu lewe ramię, żona wzywa do niego pogotowie. Tyle statystyczny zawałowiec. W praktyce bywa szczupłą kobietą dbającą o zdrowie, ruch i dietę albo działkowiczką na emeryturze. Zawał to dziś najbardziej demokratyczna z chorób, która jednak, dzięki oszałamiającemu sukcesowi polskiej kardiologii interwencyjnej, zabija tylko ok. 5 proc. Polaków, a 95-procentowa przeżywalność zawału serca gwarantuje Polsce miejsce w ścisłej światowej czołówce.
Potrzeba koordynacji
Gorzej jest z wynikami rok po zawale. Tutaj Polska plasuje się na dalszych miejscach, bo chorzy, uratowani dzięki doskonałej dostępności do pracowni hemodynamicznych, zaczynają umierać. Powód jest prozaiczny. Chory, świetnie zaopiekowany tuż po zawale, po wyjściu ze szpitala tracił kontakt z kardiologią. Jeśli czuł się dobrze, nie zawsze zgłaszał się na wizytę kontrolną, która jest kluczowa, bo, jak mówi prof. Oskar Kowalski z Sekcji Rytmu Serca Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego i Oddziału Kardiologii Śląskiego Centrum Chorób Serca (ŚCChS) w Zabrzu, proces miażdżycy, który doprowadził do zawału, nie zatrzymuje się w wyniku zabiegu w pracowni hemodynamicznej. Żeby nie postępował, doprowadzając do kolejnego zawału, chory musi zmienić nawyki, unikać czynników ryzyka i brać leki. Często zaś niezbędna jest rehabilitacja w systemie stacjonarnym lub ambulatoryjnym i ciągła kontrola u specjalisty.
Co zmienił KOS-Zawał?
Jak wynika z raportu „Zawały serca w Polsce”, przygotowanego na podstawie Narodowej Bazy Zawałów Serca AMI-PL 2009–2012, światowe wyniki opieki tuż po zawale nie szły w parze z uzyskiwanymi po roku od incydentu. Słaba przeżywalność 12 miesięcy od wystąpienia ostrego zespołu wieńcowego wynikała m.in. ze słabego dostępu do kardiologa i braku przewodnika, który nie tylko wytłumaczyłby pacjentowi, dlaczego powinien regularnie zgłaszać się na kontrolę u specjalisty, ale także jak zapisać się na rehabilitację i jak zmienić dietę.
Rozwiązaniem okazał się program Koordynowanej Opieki nad Pacjentem po Zawale Mięśnia Sercowego – KOS-Zawał, stworzony przez Narodowy Fundusz Zdrowia we współpracy z Polskim Towarzystwem Kardiologicznym. Specjaliści chcieli, by podczas tych newralgicznych 12 miesięcy po zawale pacjenta przynajmniej trzykrotnie skontrolował kardiolog, który zaplanuje program leczenia realizowany potem przez lekarza pierwszego kontaktu w gabinecie podstawowej opieki zdrowotnej (POZ). Opierali się na danych, które mówią, że pacjenci konsultowani przez kardiologa w pierwszym tygodniu po zawale serca mają o 20–30 proc. mniejsze ryzyko zgonu w ciągu pierwszego roku niż pacjenci prowadzeni tylko przez lekarza POZ. Tymczasem, jak pokazywały dane zebrane przez polskich kardiologów, rok po zawale tylko co 11. pacjent nie ma czynników ryzyka – nie pali czy nie jest otyły, kontrola hipercholesterolemii wynosi tylko 25 proc. w najlepszych ośrodkach, a tylko co drugi pacjent ma dobrze kontrolowane nadciśnienie tętnicze.
KOS-Zawał, który zapewnił pacjentom dostęp do specjalistów, rehabilitacji i edukacji zdrowotnej, miał to zmienić. I rzeczywiście się udało. Według danych ŚCChS w Zabrzu przeżywalność wśród pacjentów objętych programem była aż o 30 proc. wyższa niż wśród pacjentów nieobjętych programem. Zdaniem dr. Adama Kozierkiewicza, eksperta systemu ochrony zdrowia, przykład KOS-Zawał jest dowodem na to, że opieka koordynowana ratuje życie pacjentów. – Podobnie jest w przypadku chorych onkologicznie. Doświadczenia polskie i światowe pokazują, że leczenie w ośrodku narządowym, który zapewnia kompleksową opiekę obejmującą profilaktykę, diagnostykę, leczenie, rehabilitację i wizyty kontrolne, zwiększa przeżywalność. A fakt leczenia w ośrodkach narządowych czy poświęconych konkretnemu rodzajowi nowotworu, takich jak Breast Cancer Units, czyli ośrodki leczenia raka piersi, czy Lung Cancer Units, czyli ośrodki leczenia raka płuca, gwarantuje, że będzie nas operował chirurg doświadczony w tego typu zabiegach i leczył onkolog wyspecjalizowany w tego typu nowotworach – tłumaczy dr Kozierkiewicz.