Nadchodzą trudne czasy dla przedsiębiorców, samorządów i mieszkańców. Śmieci na ulicach, zaśnieżone i brudne drogi – ten scenariusz wcale nie jest nierealny. A wszystko przez zbyt duże wymagania stawiane tym, którzy sprzątają średnie i duże miasta.
Firmy pod ścianą
Ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych obowiązuje od 22 lutego 2018 r. Nie wszystkie przepisy wprowadzono od razu, część wejdzie w życie w 2020 r. Jeden z nich już dziś budzi strach i grozi poważnymi konsekwencjami dla mieszkańców i przedsiębiorców. Chodzi o art. 68 ustawy. Na jego mocy średnie i duże miasta (z wyjątkiem gmin i powiatów liczących mniej niż 50 tys. mieszkańców) od 1 stycznia 2020 r. zlecając wywóz śmieci czy sprzątanie miasta, będą musiały korzystać z firm, które w swojej flocie mają 10 proc. pojazdów elektrycznych. Chodzi o przedsiębiorców z branż związanych z przetwarzaniem odpadów komunalnych posiadających śmieciarki, odśnieżarki, zamiatarki. Podobny problem mogą mieć również firmy transportowe (z wyjątkiem publicznego transportu zbiorowego).
Obowiązek ten będzie bardzo trudny do realizacji i może odbić się na mieszkańcach – piszą posłowie do ministra energii.
Podnoszą, że brakuje dziś producentów pojazdów opartych na silnikach napędzanych wyłącznie energią elektryczną – głównie śmieciarek i zamiatarek. Te dostępne są na etapie testowania. A chodzi o czołowych producentów, jak MAN, Daimler, Volvo.
Nie stać nas na to
Koszty wymiany floty pojazdów, głównie ciężarowych, to ogromne wydatki – piszą do ministra posłowie. Trudno nie przyznać im racji. Według danych udostępnionych przez branżę odpadową średni koszt śmieciarki z silnikiem Diesla zaczyna się od 600 tys. zł. Wersja elektryczna może kosztować nawet do 3 mln zł. Podobnie jest z zamiatarkami ulicznymi. Te z silnikiem Diesla to wydatek ok. 400 tys. zł, elektryczne kosztują do 1 mln zł.