Kryzys dotknie wszystkich sektorów gospodarki, niektórych z opóźnieniem

Rozwiązania, które rząd oferuje przedsiębiorcom w ramach tarcz antykryzysowych, muszą być dostępne trwale, bo część firm skutki epidemii odczuje w przyszłości, nawet za rok – mówi Jacek Łukaszewski, prezes Schneider Electric w Polsce.

Publikacja: 23.04.2020 21:00

Kryzys dotknie wszystkich sektorów gospodarki, niektórych z opóźnieniem

Foto: materiały prasowe

Z badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego wynika, że w marcu w związku z epidemią Covid-19 niemal 60 proc. polskich firm odnotowało spadek przychodów w stosunku do lutego, w większości przypadków o ponad 25 proc. W najgorszej sytuacji są firmy usługowe, a niezależnie od sektora, bardziej ucierpiały firmy małe. Jak epidemia wpłynęła na przychody w Schneider Electric, dużej firmy przemysłowej?

Schneider Electric to międzynarodowa firma, obecna w 100 krajach i zatrudniająca 140 tys. pracowników. W ub.r. nasze przychody sięgnęły 25 mld euro. W Polsce mamy pięć zakładów produkcyjnych i zlokalizowane w Warszawie centrum usług wspólnych, które świadczy dla spółek grupy usługi księgowe, kadrowe itp. Łącznie zatrudniamy w Polsce około 2 tys. pracowników. Wszystkie nasze polskie fabryki działają na poziomie od 80 do 100 proc. swojej wydajności. Na razie spadek sprzedaży nie był duży, ale też wynika to z charakteru naszej działalności. Większość produkcji w polskich zakładach to produkty inwestycyjne, specjalistyczne urządzenia. Także we Włoszech i w Hiszpanii, gdzie ograniczenia aktywności ekonomicznej są ostrzejsze niż w Polsce, nasze fabryki mogły cały czas pracować, ponieważ produkują na potrzeby tzw. infrastruktury krytycznej, np. sieci wodociągowej czy energetycznej.

Czyli kryzys obszedł się z państwa firmą łagodnie?

Jak dotąd tak, ale nie mam złudzeń: ten kryzys dotknie wszystkich sektorów. Branże usługowe, gdzie przychody są bezpośrednio powiązane z kontaktami międzyludzkimi, odczuły skutki epidemii natychmiast. Dla nas ważniejszy jest popyt inwestycyjny, który będzie słabł z opóźnieniem w stosunku do popytu konsumpcyjnego. Inwestycje wykazują pewną inercję, te już rozpoczęte są kontynuowane. Ale nowe będą wstrzymane, np. w branży hotelarskiej, ale też w przemyśle. Nasz biznes na tym ucierpi. I to będzie widoczne w przychodach – nie w marcu, ale za kilka miesięcy albo nawet za rok.

Wiele firm skarży się na ograniczenia podażowe. Mają problemy z dostawami komponentów, ale też z dostępnością pracowników, z których część musi zostać w domu, aby opiekować się dziećmi, a część po prostu boi się przychodzić do pracy. Jak to wygląda u was?

Oczywiście mamy braki kadrowe, ale jak dotąd nie były one tak duże, aby wpłynąć negatywnie na nasze zdolności produkcyjne. Musieliśmy jednak przeorganizować system pracy. W fabrykach nie da się pracować zdalnie. Wprowadziliśmy więc zasady dystansowania społecznego i dostosowaliśmy się do wymogów sanitarnych. Rozbudowany łańcuch logistyczny pozwala nam się zaopatrzyć w odpowiednie środki bezpieczeństwa. To działa na tyle sprawnie, że mogliśmy przekazać maseczki i wsparcie szpitalom w miastach, w których są nasze zakłady czy biura, m.in. w Krakowie, Tychach, Mikołowie. Nie mieliśmy też jak dotąd problemów z dostawami komponentów, co też wiąże się z tym, że mamy rozbudowaną, globalną bazę produkcyjną.

Czy potrzebujecie jakiejś pomocy państwa, aby utrzymać zatrudnienie?

Jeżeli kryzys będzie się przedłużał, to jak inne firmy będziemy oczekiwali wsparcia. Nasze zdolności utrzymania zatrudnienia na obecnym poziomie są ograniczone czasowo. W większości zatrudniamy wysoko wykwalifikowanych specjalistów, o których na rynku jest trudno. Pozbywanie się ich to dla nas ostateczność. Ale nie chodzi jedynie o pomoc finansową. Dla nas kluczowa jest większa elastyczność prawa pracy. Potrzebna jest liberalizacja przepisów regulujących wymiar czasu pracy, aby można go było w miarę potrzeby skracać, a pracownicy mogli liczyć na częściową kompensację utraconych dochodów przez państwo. Chodzi o to, żebyśmy mogli elastycznie reagować na sytuację i dostosowywać koszty do poziomu przychodów.

To, co rząd zaproponował w ramach tzw. tarczy antykryzysowej i tarczy finansowej, pana nie satysfakcjonuje? Do czasu ogłoszenia tej drugiej wydawało się, że rząd koncentruje się na pomocy dla małych i średnich firm, ale teraz już tak nie jest.

Moim zdaniem ewentualna pomoc publiczna powinna być kierowana nie tylko do małych przedsiębiorców, ale też do przemysłu, który zapewnia znaczną liczbę miejsc pracy oraz stabilność w gospodarce. Nowa tarcza z pewnością wprowadza wiele ważnych rozwiązań i mechanizmów, ale nie wpływają one bezpośrednio na działalność takich firm jak Schneider Electric.

Czy pańskim zdaniem tarcza finansowa została ogłoszona za późno?

W wielu europejskich krajach, w których działa Schneider Electric, władze zaczęły działać wcześniej niż w Polsce. Przykładem mogą być takie kraje, jak: Niemcy, Włochy czy Czechy, które wprowadziły mechanizmy tzw. kurzarbeit, umożliwiające pracodawcy skrócenie czasu pracy. Ważne, by pracując nad kolejnymi rozwiązaniami, skupić się na tym, co może ochronić polskie firmy i gospodarkę, a nie na różnicach politycznych. Podjęte teraz decyzje będą miały długofalowy wpływ na całą gospodarkę. Nie można o tym zapomnieć, bo w ciągu najbliższych tygodni wszyscy, niezależnie od opcji politycznej, będziemy musieli się zmierzyć z nową rzeczywistością.

Jak może wyglądać wsparcie dla firmy, która obecnie mocno skutków kryzysu nie odczuwa, ale się obawia, że odczuje je w przyszłości? Mechanizmy pomocowe powinny zostać wprowadzone na stałe?

Tak to działa np. w Niemczech. Jeżeli ten kryzys będzie trwał co najmniej przez rok, a firmy będą dotknięte w różnym stopniu i w nieco innym czasie, to wszystkie rozwiązania antykryzysowe muszą obowiązywać nie przez trzy miesiące, ale zdecydowanie dłużej.

Nie obawia się pan, że im hojniejszy będzie teraz rząd, tym więcej później będzie trzeba za to zapłacić w postaci podatków?

Moim zdaniem trzeba teraz gasić pożar bez względu na to, ile będzie to kosztowało. Koszty odbudowy będą bowiem dużo większe niż koszty akcji ratunkowej. Warto przypomnieć tu doświadczenia z okresu kryzysu finansowego. Część banków, która wtedy otrzymała pomoc, zwróciła ją, gdy tylko miała taką możliwość. Nie chciały bowiem mieć związanych rąk. Także teraz rząd powinien zaufać firmom i zapewnić łatwy i szybki dostęp do pomocy tym podmiotom, które spełniają kryteria. Przedsiębiorcy zdają sobie sprawę, że będą się musieli w przyszłości wytłumaczyć z tego, dlaczego i jak wykorzystali mechanizmy pomocowe. Rząd może też z góry określić koszty, jakie będą się wiązały z nieuprawnionym sięgnięciem po pomoc.

Wygląda na to, że pandemia koronawirusa będzie miała nie tylko przejściowy wpływ na koniunkturę w gospodarce, ale też pozostawi trwały ślad w zachowaniu konsumentów, w organizacji pracy itd. Jakie pańskim zdaniem będą długofalowe konsekwencje tego kryzysu dla Schneider Electric?

Dostarczamy naszym klientom wiele rozwiązań, które pomagają automatyzować procesy produkcyjne, usprawnić procesy zarządzania nieruchomościami, zoptymalizować zużycie energii. To są często rozwiązania korzystające z koncepcji internetu rzeczy, pozwalające na zdalne zarządzanie procesami. Pandemia przełamie pewne bariery mentalne, ludzie masowo się przekonają, że duża część pracy może się odbywać zdalnie, a automatyzacja zwiększa stabilność produkcji. Na dłuższą metę to może być korzystne dla popytu na nasze produkty i usługi. Ale w krótszej perspektywie spodziewam się jednak spadku zapotrzebowania.

CV

Jacek Łukaszewski jest prezesem Schneider Electric w Polsce, Czechach i na Słowacji. Pełni tę funkcję od 2017 r., wcześniej przez pięć lat kierował biznesem Schneidera w samej Polsce. Z firmą związany jest od 2002 r. W przeszłości pracował na kierowniczych stanowiskach w Honeywell. Jest absolwentem Politechniki Gdańskiej i studiów MBA na Uniwersytecie w Illinois.

Z badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego wynika, że w marcu w związku z epidemią Covid-19 niemal 60 proc. polskich firm odnotowało spadek przychodów w stosunku do lutego, w większości przypadków o ponad 25 proc. W najgorszej sytuacji są firmy usługowe, a niezależnie od sektora, bardziej ucierpiały firmy małe. Jak epidemia wpłynęła na przychody w Schneider Electric, dużej firmy przemysłowej?

Schneider Electric to międzynarodowa firma, obecna w 100 krajach i zatrudniająca 140 tys. pracowników. W ub.r. nasze przychody sięgnęły 25 mld euro. W Polsce mamy pięć zakładów produkcyjnych i zlokalizowane w Warszawie centrum usług wspólnych, które świadczy dla spółek grupy usługi księgowe, kadrowe itp. Łącznie zatrudniamy w Polsce około 2 tys. pracowników. Wszystkie nasze polskie fabryki działają na poziomie od 80 do 100 proc. swojej wydajności. Na razie spadek sprzedaży nie był duży, ale też wynika to z charakteru naszej działalności. Większość produkcji w polskich zakładach to produkty inwestycyjne, specjalistyczne urządzenia. Także we Włoszech i w Hiszpanii, gdzie ograniczenia aktywności ekonomicznej są ostrzejsze niż w Polsce, nasze fabryki mogły cały czas pracować, ponieważ produkują na potrzeby tzw. infrastruktury krytycznej, np. sieci wodociągowej czy energetycznej.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO