Bartosz Urbaniak, BNP Paribas: Koronakryzys zmieni żywność

Rozwinie się sterylny handel z automatów – mówi Bartosz Urbaniak, szef bankowości agro BNP Paribas na Europę i Afrykę.

Aktualizacja: 19.04.2020 21:19 Publikacja: 19.04.2020 21:00

Bartosz Urbaniak, BNP Paribas: Koronakryzys zmieni żywność

Foto: materiały prasowe

Jak kryzys zmieni rynek spożywczy? Jaki krajobraz zobaczymy, gdy opadnie kurz po pandemii?

Mam wrażenie, że wszyscy czekają na szybki restart, że poczekamy jeszcze dwa tygodnie i wszystko wróci do normy. A jeśli to zamknięcie potrwa do lipca, jeśli zostaniemy w domach do tego czasu, to model konsumpcyjny będzie mocno zmieniony. Gospodarka będzie znacznie bardziej bezdotykowa. Tu w forpoczcie są banki, które zwiększyły limit płatności bezdotykowych do 100 zł. Można sobie wyobrazić rozwój sprzedaży żywności z automatów, certyfikowanej pod względem bezpieczeństwa. Prezes jednej z mleczarni miał instalować na dniach urządzenia do pakowania sera w plasterkach, ale firma instalacyjna zadzwoniła w kwietniu, że opóźni się o rok, tyle ma zamówień, chyba że z dopłatą... To pokazuje, do czego dziś przygotowuje się Europa Zachodnia.

Czyli jakich zmian się spodziewamy?

Mocno wzrośnie handel automatyczny, bo jest sterylny, bez ludzi i działa całą dobę. Bardzo spadną zakupy impulsowe, bo dziś ludzie wpadają do sklepu zestresowani i szybko robią duże zakupy. Ucierpi więc mała impulsowa sprzedaż lodów czy słodyczy, a wzrośnie zbiorcza dużych opakowań. Dziś do sprzedaży w dyskontach wraca mąka w opakowaniu 50 kg. Produkty innowacyjne mogą znaleźć się w regresie. Nie mam wątpliwości: żywność z półki top premium nie ucierpi, ale klientów może stracić ta z półki premium, czyli np. w przypadku alkoholu nie ucierpi whisky za 2 tys. zł, ale osoby kupujące butelki po 200 zł mogą sięgać po alkohol z dyskontów za 60 zł.

Jakie wyzwania koronawirus postawi przed rynkiem żywności?

Problemy na szerszą skalę zaczną się, gdy epidemia mocno rozwinie się w Afryce i Ameryce Południowej. O ile krajom europejskim z opieką medyczną na wysokim poziomie trudno jest opanować skutki tej choroby, o tyle w krajach z nierozwiniętą służbą zdrowia choroba może zbierać straszne żniwo. A wówczas mogą się m.in. załamać łańcuchy dostaw czy struktury państwowe. Wtedy świat będzie musiał szybko się zmobilizować ze względu na groźbę anarchii i katastrofę humanitarną. W Afryce trudno wyprodukować żywność, każdy błąd grozi utratą surowców na etapie przechowywania czy transportu. Gdy UNICEF dostarczał tam pomoc żywnościową, sięgał po proszki mleczne i konserwy. Polskie zakłady w ostatnim czasie inwestowały właśnie w produkcję proszków mlecznych i makaronów. Dziś okazuje się, że to mogła być dobra decyzja.

Jakie mogą być konsekwencje kryzysu w Europie?

W grę może wchodzić wiele scenariuszy, także te najbardziej negatywne. Za wcześnie na przesądzanie, czy się spełnią. Jednym z możliwych scenariuszy jest wprowadzenie cen regulowanych. A to zwykle prowadzi do interwencji na rynku rolnym, co jest nie do zrealizowania przy otwartych granicach. Dlatego jednym z ryzyk takiego rozwiązania jest powrót kontroli sanitarnych na granicach, co daje warunki prowadzenia handlu międzynarodowego na poziomie z lat 70. XX w. Dziś wzrasta ryzyko skażenia w łańcuchu produkcji żywności. Producenci potrzebują opakowań, energii, paliwa, transportu, a te łańcuchy dostaw będą coraz bardziej kruche i mogą być problemy z ich utrzymaniem.

Te problemy mogłoby rozwiązać wpisanie na listę infrastruktury krytycznej państwa. Tyle że według naszych ustaleń nie ma na niej żadnego dużego zakładu.

Faktycznie ta lista istnieje chyba tylko wirtualnie. Na pewno nie ma na niej największych zakładów drobiarskich. Organizacje branżowe przygotowały ankietę z kryteriami selekcji, kto powinien się znaleźć na liście infrastruktury krytycznej. Ważne jest, ile procent rynku zajmuje firma, ilu pracowników i kooperantów zatrudnia, ile surowców kupuje na rynku. Jeśli ktoś zajmuje np. 10 proc. rynku mięsa drobiowego, powinien się na niej znaleźć z automatu. A jeśli ktoś jest małym producentem żywności luksusowej, to nie jest kluczowy dla państwa.

Jaka jest dziś lista strachów sektora spożywczego?

Dla rolników głównym zmartwieniem jest susza. Większość osób spodziewa się, że nie ucierpią oni przez koronawirusa, bo spadł popyt na wszystko poza żywnością. Ale im grozi prawdopodobnie największa susza od lat. Nasi klienci z branży produkcji żywności mają inną sytuację. Oni przeżyli moment euforii, bo zakupy były tak intensywne, że producenci makaronów pracowali na trzy zmiany, potem ogromnie wzrósł eksport. Ale w ubiegłym tygodniu Brytyjczycy nie złożyli żadnych zamówień. Ten nagły zwrot wywołał strach przed utratą tego rynku. Sytuacja dotyka jednak eksporterów w różnym stopniu, u jednego z naszych dużych producentów drobiowych eksport spadł o 70 proc., a u innego tylko o 15 proc. W produkcji drobiu pojawił się problem: zatrzymanie transportu lotniczego zablokowało polski eksport jaj wylęgowych. To mocno uderzyło w producentów.

Jak pan ocenia skuteczność tarczy antykryzysowej?

Można się było nie spodziewać takiego wymiaru spowolnienia gospodarczego, ale potem należało jednak dostosować rozwiązania do rozwoju sytuacji. Nasi sąsiedzi mają dobre rozwiązania. Niemcy szybko się zreflektowali i wzięli pracowników na garnuszek państwa: zaczęli wpłacać pieniądze na rachunki firm, bez skomplikowanych wniosków. A przecież nie fryzjerzy zdecydowali się nie chodzić do pracy czy restauratorzy nie wydawać posiłków, tylko państwo im to nakazało. Warto spojrzeć na Czechów, którzy wzorują się na rozwiązaniach niemieckich na miarę swojego budżetu. Paradoksalnie to największa nadzieja naszej gospodarki: Niemcy chyba dobrze radzą sobie z tym kryzysem, otwarcie mówią, że chcą uzyskać szybkie odbicie, a my jesteśmy uzależnieni od kondycji ich gospodarki.

Zarówno tarcza polska, jak i europejskie oferują firmom głównie kredyty. Czy to jest dobry moment na zaciąganie zobowiązań?

Gdyby ktoś chciał teraz zaciągnąć kredyt, to powinien przeanalizować, czy to dobry moment. Gdyby wkrótce miała nadejść druga fala problemów, mogłoby to znaleźć odbicie w płynności finansowej firm. Na masową skalę znika kredyt kupiecki: za towar trzeba płacić gotówką. Wcześniej terminy płatności były bardzo długie. Niemcy zareagowali na to szybko i zaczęli wtłaczać gotówkę na konta firm. Może warto patrzeć na ich rozwiązania. To ogromna odpowiedzialność państwa: umożliwić firmom działanie.

Jak pan ocenia dzisiejszą sytuację?

Wszyscy obudziliśmy się w okolicznościach, których wcześniej nie było. Jeszcze nie rozwinął się kryzys spowodowany przez to, że ludzie muszą zostać w domu, brakuje siły roboczej i z rynku zniknęło część usług. Znaczenie będzie miało to, jak daleko zajdą procesy bankructw. Jedna z doktryn zakłada, że aktywa upadłych firm są wtedy przejmowane za ułamek wartości przez przedsiębiorstwa, które przetrwają i wtedy produktywność przeciętnego zakładu produkcyjnego gwałtownie rośnie. To pokryzysowy paradoks, który daje impuls do wychodzenia na prostą. Następuje alokacja aktywów, które przepływają dzięki bankructwom z firm gorzej zarządzanych do tych w lepszej sytuacji. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że mamy właśnie do czynienia z kryzysem pokoleniowym, który sformatuje sposób myślenia następnych generacji.

CV

Bartosz Urbaniak jest szefem bankowości agro BNP Paribas na Europę Środkowo-Wschodnią i Afrykę. Wcześniej był członkiem zarządu BGŻ BNP Paribas. Ukończył finanse i statystykę w SGH. W latach 1995–2001 kierownik Biura Analiz i Projektów w Fundacji na rzecz Warszawskiej Giełdy Towarowej, potem zastępca dyrektora Biura Interwencji Rynkowej. W BGŻ BNP Paribas od 2002 r.

Jak kryzys zmieni rynek spożywczy? Jaki krajobraz zobaczymy, gdy opadnie kurz po pandemii?

Mam wrażenie, że wszyscy czekają na szybki restart, że poczekamy jeszcze dwa tygodnie i wszystko wróci do normy. A jeśli to zamknięcie potrwa do lipca, jeśli zostaniemy w domach do tego czasu, to model konsumpcyjny będzie mocno zmieniony. Gospodarka będzie znacznie bardziej bezdotykowa. Tu w forpoczcie są banki, które zwiększyły limit płatności bezdotykowych do 100 zł. Można sobie wyobrazić rozwój sprzedaży żywności z automatów, certyfikowanej pod względem bezpieczeństwa. Prezes jednej z mleczarni miał instalować na dniach urządzenia do pakowania sera w plasterkach, ale firma instalacyjna zadzwoniła w kwietniu, że opóźni się o rok, tyle ma zamówień, chyba że z dopłatą... To pokazuje, do czego dziś przygotowuje się Europa Zachodnia.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację