Jak pan ocenia nowe obostrzenia?
Część z nich zmierza w kierunku „odmrożenia" gospodarki, zwiększenia swobód społecznych i możliwości unormalizowania sytuacji. Natomiast niektóre – tutaj myślę przede wszystkim o branży turystycznej, o kwestiach związanych z feriami – budzą moje lekkie zaniepokojenie i mam nadzieję, że rząd wyciągnie wnioski z fali krytyki, która płynie nie tylko ze strony środowisk hotelarskich, turystycznych czy sportowych. Można odnieść wrażenie, że rząd proponuje ferie, ale dzieci i młodzież mają je spędzać w galeriach handlowych. Przecież po okresie lockdownu potrzebują kontaktu z naturą, wyjazdów, rekreacji. Od rana do wieczora nasza młodzież siedzi przed smartfonami i komputerami, ucząc się zdalnie. Styl życia, który obecnie obowiązuje, jest nienaturalny. On jest zrozumiały ze względu na pandemię, ale trzeba robić maksymalnie wszystko, żeby umożliwić w miarę normalne życie. Dwa lata temu były strajki w szkołach. W roku szkolnym 2019/2020 mieliśmy pierwszą falę pandemii, teraz drugą. To oznacza, że np. licealiści, którzy są w tej chwili w trzeciej klasie mieli może z rok efektywnej nauki. Czy to jest dobre dla procesu edukacyjnego? Dzieci i młodzież potrzebują racjonalnego wypoczynku ze względów psychicznych i fizycznych.
Ferie w jednym terminie to błąd?
Tak. Skracanie ferii to sytuacja trudna społecznie do zaakceptowania. Skoro otwiera się galerie, to jest niezrozumiałe, że tam można chodzić, a na ferie, na narty, nie można jeździć. Ferie w jednym terminie to nie jest dobry pomysł. Zawsze były rozciągnięte na trzy tury, województwa były dzielone po to, żeby nie było nadmiernej intensyfikacji obecności w takich miejscach. Miało to też na celu wydłużenie sezonu tak, by organizatorzy wyjazdów, branża turystyczna, mogli racjonalnie swoją infrastrukturą zarządzać i mieć zyski.