Topf & Söhne, współtwórcy Zagłady, którzy budowali piece krematoryjne

Niemiecka firma Topf & Söhne budowała piece krematoryjne dla czterech obozów koncentracyjnych i wydaje się, że szczyciła się swoimi rozwiązaniami technicznymi - mówi Karen Bartlett, autorka książki „Architekci śmierci”.

Aktualizacja: 19.03.2020 21:22 Publikacja: 19.03.2020 21:22

Piece krematoryjne w byłym niemieckim obozie zagłady KL Buchenwald

Piece krematoryjne w byłym niemieckim obozie zagłady KL Buchenwald

Foto: bundesarchiv

Czy wszystkie niemieckie firmy brały udział w wysiłku wojennym III Rzeszy?

Nie jestem pewna, czy znam odpowiedź na to pytanie. Wiem, że z nazistami współpracowało wiele tysięcy osób oraz firm. Spodziewam się, że wszyscy byli do tego zmuszeni, ponieważ wojna trwała, jej koszty rosły, a zasoby wyczerpywały się. Oczywiście, wiele osób podchodziło do tej współpracy bardziej entuzjastycznie.

W moich badaniach dotyczących firmy Topf & Söhne natknęłam się na przykład na słynną firmę obuwniczą z Erfurtu, która zaczęła się reklamować jako producent „prawdziwego niemieckiego obuwia”. Można tu wspomnieć także krawca, Hugo Bossa, który szył mundury dla SS i Hitlerjugend; Simensa, który produkował m.in. elementy rakiet V1 i V2, korzystając przy tym ochoczo z pracy niewolniczej; Allianz, który udzielał pożyczek nazistom, ale też ubezpieczał personel i własność obozów koncentracyjnych; Volkswagen, Basf, Bayer... Takich firm było wiele. Niektóre istnieją do dziś i mają się dobrze.

Czy można było odmówić produkcji?

Myślę, że to pytanie powinno brzmieć inaczej: do jakiego stopnia starali się oprzeć? Czy spowalniali produkcję? Czy próbowali znaleźć sposób na spełnienie nazistowskich wymagań? Jak bardzo entuzjastycznie podchodzili do swojej pracy? Tu negatywnym przykładem jest firma Topf & Söhne.

Wspomniała pani firmę Topf & Söhne, której historię opisuje pani w swojej książce „Architekci śmierci”. Ale przecież takich firm pracujących na rzecz obozów koncentracyjnych było więcej. Ktoś dostarczał cegły na budowę budynków, ktoś cement, ktoś inny odzież, żywność, lekarstwa, w końcu ktoś produkował cyklon B i koks do krematoriów.

Istnieją dwa poziomy firm, które wspierały obozy koncentracyjne. Były to większe firmy, które aktywnie tworzyły infrastrukturę obozową, banki finansujące nazistowskie projekty, Siemens, który dostarczał elektryczność do ogrodzeń elektrycznych i obozów, Topf & Söhne, którzy budowali krematoria, oraz giganci tacy jak IG Farben. Ale w każdym z tych miejsc działało też wiele lokalnych firm niemieckich, realizujących wszystkie potrzeby obozowe. Dostarczających żywność, odzież, obuwie, narzędzia...

Producent cegieł mógł nie wiedzieć, że jego cegły używane są do budowy obozów koncentracyjnych. Jednak producenci cyklonu B czy właściciele firmy Degussa produkującej piece do przetapiania złotych zębów, a w końcu Topfowie – wiedzieli. Co kierowało tymi ludźmi?

Uważam, że większość firm, które prowadziły interesy z obozami koncentracyjnymi, zdawała sobie sprawę z okropności, jakie tam miały miejsce. Na przykład w Buchenwaldzie więźniowie byli zabierani do Weimaru w celu przeprowadzenia sterylizacji w miejscowej klinice. Maszerowali ulicami. Nikt nie starał się ich ukryć. Podobna sytuacja miała miejsce podczas transportu zwłok więźniów, bo na początku w Buchenwaldzie nie było krematorium. Czasami trumny upadały, rozbijały się o bruk i ciała wypadały na widok publiczny.

Topf i Synowie posunęli swoją współpracę o krok dalej, chętnie uczestnicząc w projektowaniu nowych sposobów ułatwiania ludobójstwa. Oni poszli tak daleko, że nawet SS nie było w stanie zaakceptować coraz bardziej nowatorskich rozwiązań stosowanych w piecach krematoryjnych. A należy pamiętać, że krematoria to był jakiś zupełnie nieistotny procent przychodów firmy, która specjalizowała się w produkcji sprzętu browarniczego.

Należy też pamiętać, że żaden z braci Topf nie był ideologicznym nazistą, jednak widzieli oni szansę w stworzeniu korzystnych relacji z SS, które mogły przynieść dodatkowe zyski lub ochronić ich przed służbą w armii. Natomiast inżynierowie zapewne dostrzegli szansę na awans i sposób na zadowolenie swoich politycznych mistrzów.

Czy uważa pani, że przedsiębiorstwo Topf & Söhne budowało piece krematoryjne, bo jej właściciele chcieli za wszelką cenę ocalić firmę, czyli dziedzictwo?

Bracia Ludwig i Ernst Wolfgang Topfowie z różnych powodów zmuszeni byli prowadzić walkę o odzyskanie kontroli nad firmą. Udało im się to, ponieważ na początku lat 30. stali się nazistami, po prostu zostali członkami NSDAP. Chociaż produkcja krematoriów stanowiła tylko maleńką część ich przychodów, myślę, że służyła dwóm celom. Pierwszym z nich było udowodnienie, że są firmą dokonującą postępu technologicznego i naukowego, w czasie gdy w Niemczech było to uznawane za prestiżowe. Drugi cel polegał oczywiście na zapewnieniu przyjaznych stosunków z SS i nazistowskimi rządami.

Jednocześnie realizacja pierwszego zamówienia na trzy mobilne piece krematoryjne dla Buchenwaldu spowodowała, że firma przekroczyła w sposób nieodwołalny pewną granicę moralną. W konsekwencji Topfowie budowali piece dla czterech obozów koncentracyjnych i wydaje się, że szczycili się swoimi rozwiązaniami technicznymi.

A co z inżynierami Kurtem Prüferem, Fritzem Sandrem i Karlem Schultze? Co sprawiło, że tworzyli oni coraz bardziej wydajne konstrukcje pieców? Myśli pani, że można to przypisać niemieckiemu perfekcjonizmowi?

Pozycja Kurta Prüfera w firmie była raczej średnia. Uważam, że dostrzegł on możliwość poprawienia swojego statusu oraz pokazania się jako osoby, która ma znakomite kontakty i najbliższy związek z SS. Było to coś, na czym starał się zyskać finansowo. Zresztą stale wysyłał listy do swoich szefów z żądaniami awansu czy wyższych prowizji. Ponadto zależało mu na szacunku ze strony kolegów, a szczególnie Fritza Sandera. Tego zresztą nigdy nie udało mu się osiągnąć. Zaangażowanie Fritza Sandera to przykład osobistej rywalizacji. Sander już wcześniej cieszył się dużym szacunkiem, przewyższał innych w umiejętnościach zawodowych i nie musiał w żaden sposób angażować się w projektowanie pieców. Zrobił to, aby udowodnić swoją pozycję w stosunku do Karla Prüfera.

Inżynierowie z Topf i Synowie zaangażowali się w głęboką osobistą rywalizację, nie obawiając się absolutnie żadnych strasznych konsekwencji swoich projektów. Rywalizacja, ambicja, chęć zysku finansowego i zazdrość to emocje, których większość z nas doświadcza w pracy. W tym przypadku były to ludzkie emocje wyzwalane w najstraszliwszy możliwy sposób – nigdy nie możemy o tym zapomnieć.

Cytuje pani żart dyrektora operacyjnego Gustava Brauna: „Czy jest tu jeszcze ktoś do spalenia?”. Sugeruje on, że zarząd był dumny z sukcesu wynikającego z produkcji pieców.

Żart Gustava Brauna symbolizuje kompletny moralny upadek osób z firmy Topf i Synowie, zaangażowanych we współpracę z obozami koncentracyjnymi. Uważam, że jest to najbardziej dramatyczny fragment książki. Ci mężczyźni nie tylko z entuzjazmem zaprojektowali infrastrukturę niezbędną do masowych mordów, ale wielu z nich było na miejscu w obozach przez wiele tygodni. Nadzorowali prace i byli świadkami rzezi. To mrozi krew w żyłach i jest prawie niemożliwe, aby wyobrazić sobie, że często stali obok pieców, w których płonęły ciała pomordowanych ludzi. Ludzi, których zamordowano specjalnie po to, aby piece przetestować.

Czy odbiorcy pieców, esesmani byli zadowoleni z produktów firmy?

Byli zadowoleni. Technologia dostarczona przez Topfów pozwalała na coraz wydajniejsze mordowanie milionów ludzi. W holu głównego budynku w Auschwitz zorganizowano nawet wystawę fotografii prezentującą 15 porządnie wykonanych krematoriów. Cywile, którzy odwiedzali tę ekspozycję, musieli być przerażeni.

Dostarczona technologia była skuteczna, zdarzało się jednak, że urządzenia ulegały awariom, które wynikały z nadmiernego obciążenia lub zbyt długiej pracy i przegrzania. Inżynierowie firmy stale dążyli do poprawy osiągnięć i obniżenia kosztów użytkowania, biorąc pod uwagę zarówno ilość zużywanego paliwa, stan zwłok, jak i czas spopielania. Zdaniem Prüfera krematoria w Auschwitz nie mogły sobie poradzić z liczbą zwłok do kremacji i do pojedynczych komór ładowano po dwa, trzy ciała. Dlatego też firma zaprojektowała większe komory i specjalny system wentylacyjny, który przyspieszał spalanie ciał, nawet tych zamrożonych.

Rozwijające się fabryki śmierci, rosnąca liczba więźniów, których ciał należało się pozbyć, stawiała przed projektantami kolejne wyzwania. Jedno z rozwiązań technologicznych zaproponowane przez Sandera dążyło do zwiększenia wydajności kremacyjnej. Stworzył on koncepcję, w której zwłoki wprowadzane byłyby do komory za pomocą taśmociągów w trybie ciągłym, gdzie ciała miałyby stać się dodatkowym paliwem! Zaproponował zautomatyzowany piec, który miałby działać bez przerwy, 24 godziny na dobę. Na szczęście piec nigdy nie powstał.

Nie tylko piece projektowali inżynierowie z Erfurtu. Stworzyli także innowacyjny system wentylacji komór gazowych, który szybko usuwał pozostałości cyklonu B. Zauważyli również, że podgrzany gaz zabija szybciej. Przy wprowadzaniu tej innowacji natrafili jednak na problemy techniczne, których ku rozczarowaniu SS nie udało się przezwyciężyć.

Kiedy Hartmut Topf, którego pradziad założył firmę Topf & Söhne, dowiedział się o działaniach swoich przodków, musiał przeżyć traumę. Sądzi pani, że jego próba rozliczenia przeszłości ma sens?

Hartmut Topf – dziennikarz, aktor teatralny, lalkarz – poświęcił wiele czasu i wysiłku, aby rozliczyć swoich przodków. Podziwiam pracę Hartmuta w propagowaniu faktów o firmie Topf & Söhne. Nie była to misja, którą musiał podjąć – bardzo, bardzo niewielu członków innych rodzin, które współpracowały z nazistami lub brały udział w Holokauście, zrobiło takie rozliczenie. Jego działania po upadku NRD sprawiły, że inni spadkobiercy rodziny Topf nie mogli skorzystać finansowo z posiadłości w Erfurcie. Hartmut Topf, mimo sprzeciwu władz Erfurtu, niestrudzenie prowadził kampanię na rzecz stworzenia muzeum pamięci na terenie dawnej fabryki. On jest głosem prawdy, to on pokazał, do czego prowadzi technika wyzuta z moralności.

Karen Bartlett – brytyjska pisarka i dziennikarka publikująca w „Sunday Times”, „The Times”, „The Guardian” i „Wired”; produkowała programy dla BBC. Autorka bestsellerowych książek, m.in. „After Auschwitz: A Story of Heartbreak and Survival by the Stepsister of Anne Frank” i „Architekci śmierci. Rodzina inżynierów Holocaustu”.

Czy wszystkie niemieckie firmy brały udział w wysiłku wojennym III Rzeszy?

Nie jestem pewna, czy znam odpowiedź na to pytanie. Wiem, że z nazistami współpracowało wiele tysięcy osób oraz firm. Spodziewam się, że wszyscy byli do tego zmuszeni, ponieważ wojna trwała, jej koszty rosły, a zasoby wyczerpywały się. Oczywiście, wiele osób podchodziło do tej współpracy bardziej entuzjastycznie.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji
Publicystyka
Estera Flieger: Adam Leszczyński w Instytucie Dmowskiego. Czyli tak samo, tylko na odwrót
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe