Przez wiele lat był pan rektorem Uniwersytetu Aarhus w Danii. Jak to się stało, że stanął pan na czele zespołu ekspertów, który miał za zadanie wyznaczyć dziesięć najlepszych uczelni badawczych w Polsce?
Rok temu na wiosnę musiałem zająć się wnukami, więc rzadko zaglądałem do poczty. Ale pewnego dnia znalazłem e-mail od polskiego wicepremiera Jarosława Gowina z tą propozycją… Miałem przyjechać do Warszawy i pogadać. Polska to nasz sąsiad i ważny partner, więc jeśli rząd i uniwersytety uważają, że moje doświadczenie może pomóc, to dlaczego nie?
Jak pan ocenia ten projekt?
Prawne i organizacyjne ramy całego programu – jeśli cokolwiek można nazwać perfekcyjnym – takie właśnie były. Lepsze niż w innych krajach, także sąsiednich, włączając w to Niemcy czy Finlandię. Obawiałem się, że oprócz standardowych warunków i kryteriów, jakie stosuje się w tego typu programach, będą jakieś oczekiwania polityczne. Są w Polsce różne regiony, jest wiele dużych miast… Odpowiedź ministra była natychmiastowa: kiedy grupa międzynarodowych ekspertów poczyni swoje ustalenia, strona polska będzie się do nich stosować bez zastrzeżeń.
To była obietnica ministra nauki?