Finkielkraut: Francja traci swoją tożsamość

Przeciwnicy Marine Le Pen oddali jej wyłączne prawo do obrony tożsamości narodowej, laickości państwa, odwoływania się do epopei Wolnej Francji generała De Gaulle'a. Jeśli dalej będą robili takie prezenty, liderka Frontu Narodowego w końcu dojdzie do władzy – ostrzega w rozmowie z Jędrzejem Bieleckiem wybitny francuski pisarz i filozof Alain Finkielkraut.

Aktualizacja: 22.04.2017 12:59 Publikacja: 19.04.2017 19:47

Alain Finkielkraut

Alain Finkielkraut

Foto: AFP

Rz: Marine Le Pen może dostać w drugiej turze 40 proc. głosów, jeśli w ogóle nie wygra wyborów. W jaki sposób skrajna prawica tak uwiodła Francję?

Alain Finkielkraut: Sukces Frontu Narodowego jest bardzo niepokojący, ale trzeba to właściwie interpretować. Le Pen zdobywa głosy nie dlatego, że lansuje hasła skrajnej prawicy, tylko dlatego, że je ukrywa. Gdyby o tym mówiła otwarcie jak jej ojciec, pozostałaby na jego poziomie poparcia. Próbuje się przyklejać do niej stare łatki, ale to nieskuteczne, wręcz nieprawdziwe. Kilka dni temu na pytanie, czy Francja jest odpowiedzialna za deportację Żydów do obozów zagłady, udzieliła odpowiedzi iście gaullistowskiej: za tę zbrodnię odpowiedzialny jest reżim Vichy, ale on Francji nie reprezentował. Tak mówił De Gaulle już w apelu z 18 czerwca 1940 r. Potem latami wykorzystywano tą narrację, aby zrzucić francuską odpowiedzialność za deportację Żydów, to prawda.

Przerwał ją prezydent Jacques Chirac w 1995 r. mówiąc, że to Francja jest odpowiedzialna za tę zbrodnię.

Ale mylił się, bo powinien był powiedzieć: to zrobiło państwo francuskie. Wówczas zachowałby rozróżnienie między Francją De Gaulle'a i Vichy. A tak Le Pen może posłużyć się epopeją Wolnej Francji, aby negować zbrodnie, które Francuzi popełnili przyłączając się do rozwiązania ostatecznego. Jest oskarżona o to, że mówi językiem Petaina, podczas gdy mówi językiem De Gaulle'a. Trzeba było jej powiedzieć, że nie ma do tego prawa skoro jej partia, która nie zmieniła nazwy, została zbudowana przez petainistów. Ale nikt tego nie powiedział i dla Le Pen to jest zbawienne. Nagle otrzymała w darze De Gaulle'a. Wszyscy, którzy zachowali gaullistowską wizję Francji w latach 1940–1945 czują się teraz reprezentowani przez Front Narodowy. Przeciwnicy Marine Le Pen bez przerwy robią jej prezenty. Daruje jej się temat obrony laickości, tożsamości narodowej, wręcz narodu. W ten sposób w końcu Le Pen dojdzie do władzy.

Skąd tak kardynalny błąd?

Tak się stało, gdyż inne wielkie partie, w szczególności lewica, nie potrafiły wyjść naprzeciw poczuciu niepewności kulturowej Francuzów. Zamiast się tym zająć, stygmatyzowali Le Pen. I to ją tylko wzmocniło. Bo Francja rzeczywiście zmieniła się z powodu masowej i niekontrolowanej imigracji nie do poznania. Wielu Francuzów to niepokoi i Le Pen jako jedyna wychodzi na przeciw tym obawom. Ale to problem szerszy: Europa znajduje się na rozdrożu. Teraz się rozstrzyga, czy nasza cywilizacja przetrwa czy zniknie utopiona w wielkim kotle globalizacji i imigracji.

Czemu tylko Le Pen widzi ten problem?

To wynik ideologii radykalnego antyfaszymu i antyrasizmu. Ja się przed tym wcześniej ustrzegłem, bo znalazłem się pod wpływem wielkich myślicieli Europy Środkowej, przede wszystkim Czesława Miłosza, który w rozdziale poświęconym Rosji „Rodzinnej Europy" pisał jak XX wiek, owładnięty paniką z powodu głupoty rasistów i nacjonalistów, starał się zasypać spustoszenia statystykami produkcji i wymyślnymi nazwami systemów polityczno-gospodarczych. Nie pozwolił na zagłębienie się w większym stopniu w tajemnicę wojennej traumy. Miłosz domaga się prawa do analizowania historii w kategoriach cywilizacyjnych. Otóż to prawo od czasów Hitlera w Europie Zachodniej zostało nam odebrane. W ten sposób pozostajemy ślepi na rzeczywistość, która przecież jest coraz groźniejsza.

Ślepi na to, że tożsamość narodowa jest jednak istotna?

Na to, że integracja islamu w Europie nie jest oczywista, że islam nie jest tylko religią, ale także cywilizacją. Ślepi na ideę, że ludzkość nie rozwija się w ramach jednego porządku, ale raczej wielu sekwencji, które mogą ze sobą kolidować, czego być może jesteśmy teraz świadkami. Owszem, taki sposób myślenia może być niebezpieczny, XX wiek nauczył nas czym może się skończyć sprowadzenie ludzi do składników kultury, klasy czy rasy. O tym wszystkim nie można zapominać. Ale musimy nauczyć się połączyć refleksję cywilizacyjną i zasadą, że wszyscy ludzie są równi.

Jeśli wygra Le Pen, Francji grozi powrót do faszyzmu?

Ona nie jest faszystką, trzeba z tym wreszcie skończyć! Faszyzm nie wróci, partie populistyczne w zachodniej Europie nie są faszystowskie. W niektórych regionach Austrii populiści współrządzą z socjalistami, w Holandii zaś Geert Wilders jest liberałem w każdym tego słowa znaczeniu.

To co by się stało?

Będzie klimat wojny domowej, Francja zapewne zostanie doprowadzona do ruiny przez wyjście ze strefy euro. Le Pen nie jest przygotowana do rządzenia i dlatego nie powinna dojść do władzy. Zamiast zasypać przepaść w społeczeństwie, jeszcze bardziej ją pogłębi.

Le Pen gra także na niechęci Francuzów do Unii. A przecież to Francja wymyśliła integrację...

Tu są dwie rzeczy. Wrogość do Unii spowoduje, że Le Pen przegra te wybory. Francuzi są sceptyczni wobec Unii, ale nie chcą wrócić do franka. Przez to, że Le Pen chce wyprowadzić kraj ze strefy euro, wciąż utrzymuje się granica między prawicą narodową i prawicą tradycyjną. Ale jest też prawdą, że Francuzi oczekują od Unii ochrony przed negatywnymi skutkami globalizacji. Tak się nie stało, przenoszenie produkcji za granicę trwa nadal podobnie jak wzrost liczby pracowników delegowanych, nieuczciwa konkurencja, która potęguje niechęć do Unii. Europa nie chroni nas też przed niekontrolowaną migracją. W szczególności Komisja Europejska utrzymuje bardzo negatywny stosunek do starych narodów. Przeciwstawia tradycyjnemu francuskiemu modelowi asymilacji cudzoziemców, lansując koncept równości kulturowej nowoprzybyłych i etnicznych Francuzów. Tak, jakby Francuzi nie mieli już prawa dyktować kultury we własnym kraju! Francuzi są więc zawiedzeni Europą, ale nie pójdą w ślady Wielkiej Brytanii, nie będzie Frexitu.

Poszerzenie Unii na wschód, które umocniło dominację Niemiec, chyba ten eurosceptycyzm mocno wzmocnił?

Oczywiscie, Francuzi mają świadomość, że to Niemcy są dziś głównym rozgrywającym, że to jest niemiecka Europa. Na tym zyskuje bardzo mocno Le Pen. Ale tu chodzi nie tyle o samo poszerzenie Unii, ile o warunki, w jakich zostało przeprowadzone. Francuzi uważają, że to nie było to, czego oczekiwali, to absolutnie nie odpowiada wizji Unii, jakiej chcieli, jaką wymyślili i zbudowali. Ulice Paryża są dziś pełne Romów, wielu żebrze, śpi na ulicach. Tego nikt we Francji nie chciał!

Sceptycznych wobec Unii nie jest tylko 25 proc. Francuzów głosujących na Le Pen, ale kolejne 20 proc., które popiera kandydata radykalnej lewicy, Jeana-Luca Melenchona. To już razem prawie połowa wyborców.

Mam pan absolutnie rację! Eurosceptyzm jest bardzo rozpowszechniony i europejskie rządy powinny to wziąć pod uwagę. Obecny system funkcjonowania Unii jest wadliwy.

Jest pan zwolennikiem powrotu do Europy narodów De Gaulle'a?

Nie wiem, jak powinna wyglądać ta nowa Unia, ale uważam, że naród jest jednym z najpiękniejszych konceptów stworzonych przez cywilizację europejską. Europa to polifonia narodów, która musi się wyrażać poprzez Unię, ale nie zostać przez tą Unię zduszona.

Melenchon zyskuje w sondażach, bo obiecuje Francuzom kraj, w którym będą pracować 32 godziny tygodniowo, z zabezpieczeniami socjalnymi dla wszystkich. Poza Francją nikt już w Europie w takie bajki nie wierzy, Niemcy, Hiszpanie, Polacy dawno przeprowadzili reformy rynkowe...

Nie znajduję wytłumaczenia, dlaczego lewica radykalna w taki sposób pokonała lewicę realistyczną. Zapewne to wynik chaotycznej polityki François Hollande'a. Ale program Melenchona to czyste szaleństwo, tak, jakby uprawianie polityki dawało możliwość zapomnienia o rzeczywistości.

A może to dalekie echo rewolucji jakobińskiej?

Nie sądzę, aby te odniesienia miały jeszcze jakieś znaczenie. Chodzi raczej o marzeniu o świecie, w którym każdy jest szczęśliwy, nie ma wykluczonych, nie ma pracowników na kontraktach śmieciowych. Pogodzenie jak za dotknięciem magicznej różdżki interesów młodych, którzy w większości nie mają stałej pracy i kolejarzy, którzy przechodzą na emeryturę w wieku 52 czy 55 lat. Z tej bajki wykluczeni byliby tylko bogaci, których dochody Melenchon chce konfiskować. Zapomina tylko o chińskim przysłowiu, że kiedy grubi chudną, chudzi umierają.

To co zmusi Francję do reform? Bezpośrednie ryzyko bankructwa?

Pamięta pan brutalne manifestacje, które wywołała dwa lata temu ustawa o liberalizacji rynku pracy el Khomri? A przecież to był czysty, zdrowy rozsądek, bo jeśli przedsiębiorca nie będzie mógł zwolnić pracowników, nie zatrudni też nowych. Podobnie jest zresztą i w innych obszarach, jak choćby przy wynajmie nieruchomości: im więcej praw ma lokator, tym bardziej właściciele obawiają się przed wynajęciem swojego mieszkania. A jednak prawybory w Partii Socjalistycznej wygrali przeciwnicy kompromisu socjaldemokratycznego, który jest tak powszechnie akceptowany gdzie indziej w Europie. To bardzo przykre.

Kto jest więc bardziej niebezpieczny – Melenchon czy Le Pen?

Jeśli ta dwójka miałaby się zmierzyć w drugiej turze, to byłby koszmar. Nie wiem, na kogo bym głosował. Nie chcę, aby Le Pen doszła do władzy. Ale nie można też zapomnieć, że wzorami dla Melenchona są Hugo Chavez i Fidel Castro. Kto rozsądny chciałaby, aby Francja stała się Kubą czy Wenezuelą? Wybór i jednego, i drugiego oznaczałby chaos, choć nie rządy totalitarne.

Koniec Piątej Republiki?

Wciąż najbardziej prawdopodobna jest wygrana Emmanuela Macrona. Oznaczałaby nie tyle koniec Piątej Republiki, ile rywalizacji lewicy i prawicy, na której się opierała. Pytanie, co dalej? Macron mówi, że jest postępowcem, tylko co to dziś oznacza? Czy w świecie, w którym stale wszystko się zmienia, nie należałoby zachować tego, co najważniejsze? Jest coś dziwnego w próbie zamiany dawnego podziału na lewicę i prawicę na opozycje między postępowcami i konserwatystami w czasach, gdy język francuski ginie, kiedy naród się rozpada, kiedy szkoła się załamuje... Czy ta nowa konfrontacja jest trwała, czy jest potrzebna? Nie sądzę. Prawica i lewica przechodzą kryzys bo były dwoma wersjami postępu, liberalną i bardziej socjalną, który się nie sprawdził. Dlatego zarówno prawica jak i lewica powinny zaangażować się w zachowanie esencji naszej cywilizacji. Apeluję więc o konserwatyzm lewicowy i prawicowy, zamiast fetyszyzowania postępu.

Alain Finkielkraut jest filozofem i eseistą, członkiem Akademii Francuskiej, autorem wielu książek; po polsku wyszły m.in. „Porażka myślenia", „Niewdzięczność", „Zagubione społeczeństwo", „W imię innego, Antysemicka twarz lewicy". Pochodzi z żydowskiej rodziny, która wyemigrowała z Polski.

Rz: Marine Le Pen może dostać w drugiej turze 40 proc. głosów, jeśli w ogóle nie wygra wyborów. W jaki sposób skrajna prawica tak uwiodła Francję?

Alain Finkielkraut: Sukces Frontu Narodowego jest bardzo niepokojący, ale trzeba to właściwie interpretować. Le Pen zdobywa głosy nie dlatego, że lansuje hasła skrajnej prawicy, tylko dlatego, że je ukrywa. Gdyby o tym mówiła otwarcie jak jej ojciec, pozostałaby na jego poziomie poparcia. Próbuje się przyklejać do niej stare łatki, ale to nieskuteczne, wręcz nieprawdziwe. Kilka dni temu na pytanie, czy Francja jest odpowiedzialna za deportację Żydów do obozów zagłady, udzieliła odpowiedzi iście gaullistowskiej: za tę zbrodnię odpowiedzialny jest reżim Vichy, ale on Francji nie reprezentował. Tak mówił De Gaulle już w apelu z 18 czerwca 1940 r. Potem latami wykorzystywano tą narrację, aby zrzucić francuską odpowiedzialność za deportację Żydów, to prawda.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762
Świat
Ekstradycja Juliana Assange'a do USA. Decyzja się opóźnia