Pisano o niej, że jest najczęściej cytowanym w świecie polskim historykiem, a jej „Hypatia z Aleksandrii" dokonała niemożliwego, skruszyła grubą szybę między literaturą naukową i kulturą popularną. Do inspiracji jej książką przyznawał się nawet Alejandro Amenabar, twórca „Agory", filmowej opowieści o Hypatii, z Rachel Weisz w roli głównej. Ktoś inny przypinałby sobie z tego tytułu ordery, Dzielska mówiła o hiszpańskim filmowcu z irytacją. Dowodziła, że książki nie zrozumiał i nie uwzględnił ostatnich badań. Ona, w przeciwieństwie do Amenabara, ciągle żyła historią swojej bohaterki. Każde nowe wydanie „Hypatii..." było aktualizowane o wnioski z najświeższych źródeł. Pamiętam jej radość i poczucie triumfu, gdy przed kilku laty w naukowej prasie ogłoszono, że w Aleksandrii odnaleziono ruiny akademii datowane na wiele lat po śmierci Hypatii. „A widzi pan, panie Bogdanie – perorowała przy herbacie – Hypatia była ofiarą polityki, nie chrześcijaństwa. Aleksandryjski akademizm trwał i po niej. Zawsze to wiedziałam!". W istocie miała w tej sprawie rację.

Często zresztą miewała rację. Ale prócz racji, miała też wiele siły, tak potrzebnej zwłaszcza w latach 80. i zwłaszcza kiedy się było żoną Mirosława Dzielskiego. On, zafascynowany polityką filozof i społecznik, przed nikim nie zamykał drzwi do mieszkania. Ona, naukowiec, musiała to znosić. I nie tylko znosiła z uśmiechem i godnością, ale też była zawsze dla Mirka podporą, wsparciem i inspiracją. Trudne czasy przyszły, gdy przedwcześnie umarł w 1989 roku, ale nigdy nie zapadła się we wdowieństwo. Przeciwnie, jej umysł zaczął błyszczeć jak nigdy wcześniej, kariera naukowa nabrała rozpędu, pasja do polityki stała się jeszcze gorętsza. Za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego aktywnie uczestniczyła w organizowanych przez niego seminariach w Lucieniu. Zawsze mówiła o nim i o jego politycznej drodze z najwyższym szacunkiem. A po smoleńskiej tragedii swoją sympatię przeniosła na brata śp. prezydenta i wytrwale oraz z pasją broniła każdej jego decyzji. W najlepszej intencji, bez wątpienia; taka lojalność bywa bezcenna. Zdziwiłbym się, gdyby w PiS tego nie rozumiano i nie doceniono.

Zmarła niezapowiedzianie. Taki miała kaprys. Zostanie po niej drażniąca pustka i przestrzeń nie do wypełnienia. Inaczej niż w fizyce. Cóż, nauki humanistyczne rządzą się innymi prawami.