Dramat mieszkańców Aleppo w Syrii nie zaczął się dziś ani wczoraj. Trwa od wielu miesięcy. O podjęcie próby zatrzymania wojny wiele razy apelował papież Franciszek. Bez skutku. Międzynarodowa opinia publiczna przebudziła się dopiero wtedy, gdy dotarły do niej wieści, że rebelianci bestialsko mordują ludność cywilną, w tym kobiety i dzieci. Ale w obliczu tej zbrodni światowi przywódcy są bezradni. Baszar Asad z pomocą Rosji robi właściwie co chce. Aleppo staje się dla świata wielkim wyrzutem sumienia. Także dla nas, Polaków.

W środę MSZ wydało komunikat w sprawie Aleppo. Znalazł się w nim apel do społeczności międzynarodowej „o podjęcie zdecydowanych działań celem możliwie pilnego powrotu do procesu politycznego z udziałem wszystkich stron konfliktu". W komunikacie resort dyplomacji przypomniał też, że Polska finansuje pomoc humanitarną dla poszkodowanych przez działania wojenne. W tym roku za pośrednictwem organizacji pozarządowych wydała na ten cel ok. 58 mln zł. Dołożyła też (73 mln zł) do programu ogólnoeuropejskiego, czyli tzw. instrumentu tureckiego.

Brzmi to, niestety, jak próba uspokojenia sumienia. Bo była szansa, by podjąć próbę ocalenia chociaż jednego życia. O czym mowa? O korytarzach humanitarnych, na które biskupi już w czerwcu usiłowali namówić rządzących. Chodziło o to, by ściągnąć do Polski kilkanaście osób z zagrożonych terenów. Najbardziej potrzebujących. Kobiety i dzieci. Byłby to gest symboliczny, który mógł jednak pokazać Europie, że Polska, choć sprzeciwia się przymusowej relokacji uchodźców, do tych najbardziej potrzebujących rękę wyciąga sama. Ale rząd namówić się nie dał.

Być może ugnie się teraz pod naciskiem opinii publicznej, bo ludzie w mediach społecznościowych namawiają się, by wysyłać listy do rządu z żądaniem uruchomienia korytarzy. Tyle, że w Aleppo stracili już życie niewinni ludzie.

Tym ocalałym wciąż można pomóc. Za pośrednictwem np. Caritas, Polskiej Akcji Humanitarnej, uruchamiając korytarze. Trzeba tylko chcieć.