Relacja z Nowego Jorku
Przez większość swojej prezydentury Donald Trump skupiał się na pokonaniu tzw. Państwa Islamskiego (ISIS) oraz zamiarze wycofania wojsk amerykańskich z Bliskiego Wschodu. „Chcę sprowadzić nasze wojska z powrotem do kraju. Chcę stamtąd wyjść" – zapewniał Trump podczas konferencji prasowej jeszcze niedawno, bo 3 kwietnia, tłumacząc, że od 2001 r. Ameryka wydała zbyt dużo pieniędzy na walkę w tamtym regionie.
Izolacja i improwizacja
Donald Trump jest też izolacjonistą, który stawia na pierwszym miejscu Amerykę i stroni od roli globalnego policjanta. „Tracimy miliardy dolarów. Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby chronić inne kraje. Nie możemy być policjantem świata" – mówił podczas jednej z debat z Hillary Clinton w trakcie kampanii wyborczej.
Z drugiej strony jest nieprzewidywalnym improwizatorem, który działa pod wpływem impulsu. Tym razem przejął się cierpieniem Syryjczyków, którym wcześniej zamknął drzwi do wolności i spokojnego życia na statusie uchodźców w USA.
„To zło i podły atak sprowadził ból na matki, ojców i dzieci. To nie było działanie człowieka; to była zbrodnia dokonana przez potwora" – powiedział w odniesieniu do ataku chemicznego dokonanego 7 kwietnia w poddamasceńskiej Dumia.
Atakiem na Syrię, który Ameryka przeprowadziła we współpracy z Wielką Brytanią i Francją, Trump po raz kolejny pokazał, że jego polityką zagraniczną rządzą dwie przeciwstawne siły. Obiecał też kontynuowanie działań mających powstrzymać rząd syryjski przed ponownym użyciem broni chemicznej. Nie określił jednak, na czym ona będzie polegać i jak daleko będzie posunięta.