Wenecja 2015: Najsympatyczniejsza para na Lido

Julie Delpy, bohaterka cudownych filmów „Przed wschodem...” i „Przed zachodem słońca” ma 45 lat, przybyło jej trochę centymetrów w talii, ale uśmiecha się stale jak młoda dziewczyna.

Aktualizacja: 08.09.2015 22:42 Publikacja: 08.09.2015 21:55

Foto: materiały prasowe

Jest pogodna, rozgadana, nie uznaje tematów-tabu. Rozmawiamy o miłości? O dzieciach? O seksie? O karierze? Świetnie, można pogadać z nią o wszystkim, jak na kawie z dobrą koleżanką.

Danny Boon pięćdziesiątkę skończy za rok. Pochodzi z bardzo biednej rodziny, jego ojciec był Algierczykiem. Boon, a właściwie Daniel Hamidou wychował się w północnej Francji i jako dzieciak zarabiał wygłupiając się na ulicy. Teraz jest jednym z najbardziej znanych francuskich aktorów i reżyserów komedii. Wspiął się na szczyt listy płac europejskich artystów. I kocha opowiadać o swoim biednym dzieciństwie, o matce, której kupił dom i samochód, o dzieciach, których ma aż piątkę i którym chce pokazać świat zwyczajny, nie celebrycki.

Razem zrobili film. O czym? Oczywiście o miłości. „Lolo" to historia bez wielkich pretensji: Violette - wyrafinowana Paryżanka na wakacjach w Grecji spotyka faceta – greka Jeana-Rene, specjalistę od IT, spontanicznego admiratora życia. Dopada ich miłość od pierwszego wejrzenia. Ale lato się kończy. Jean-Rene traktuje sprawę poważnie i postanawia przeprowadzić się Paryża. Tu jednak zaczynają się schody: w codziennym życiu różnice kulturowe i charakterowe są bardziej widoczne, a do tego jeszcze dochodzi niechęć Lolo, 18-letniego syna Violette.

— To nie są moje doświadczenia — śmieje się Delpy. — Mój syn jest jeszcze mały. Ale koleżanki mi mówią, że ich kilkunastoletnie dzieci zamieniły się w potwory. Że ich nie poznają. Leo też pewnie za jakiś czas będzie takim monstrum. Ale tak to jest. Potem mu przejdzie i do mnie wróci, bo się przyjaźnimy.

„Lolo" to film sympatyczny i lekki. Jak to czasem bywa u Francuzów. Świat może się walić, fala uciekinierów z wojen zalewa Europę, w Paryżu ludzie boją się napadów terrorystycznych, a na ekranie bohaterowie (zresztą dość bezpruderyjni) przeżywają miłosne perturbacje. Ale może takie odskocznie od problemów są potrzebne?

A Delpy i Boon? Serdeczni, zabawni, z ogromnym dystansem do siebie.

— Zrobiłam „Lolo" we Francji, w Stanach, gdzie mieszkam, nie zebrałabym pieniędzy — mówi mi z uśmiechem Delpy. — Tam chodzę do producentów, a oni już na sam widok kobiety są na „nie". No bo baba za kamerą? Kilka razy usłyszałam expresis verbis, żebym sobie dała spokój z tą reżyserią. Niektórzy zapędzali się tak, że dodawali, że z aktorstwem w moim wieku też już powinnam się pożegnać. Ale w Europie daję radę.

Z Boonem polubili się tak bardzo, że niewykluczone, iż znów razem coś zrobią. Oczywiście lekkiego. I dobrze. Czasem takie wytchnienie jest potrzebne. Podobnie jak fajne, nienaburmuszone gwiazdy. Robi się po prostu sympatyczniej.

Jest pogodna, rozgadana, nie uznaje tematów-tabu. Rozmawiamy o miłości? O dzieciach? O seksie? O karierze? Świetnie, można pogadać z nią o wszystkim, jak na kawie z dobrą koleżanką.

Danny Boon pięćdziesiątkę skończy za rok. Pochodzi z bardzo biednej rodziny, jego ojciec był Algierczykiem. Boon, a właściwie Daniel Hamidou wychował się w północnej Francji i jako dzieciak zarabiał wygłupiając się na ulicy. Teraz jest jednym z najbardziej znanych francuskich aktorów i reżyserów komedii. Wspiął się na szczyt listy płac europejskich artystów. I kocha opowiadać o swoim biednym dzieciństwie, o matce, której kupił dom i samochód, o dzieciach, których ma aż piątkę i którym chce pokazać świat zwyczajny, nie celebrycki.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Kultura
Biblioteka Narodowa zakończyła modernizację Pałacu Rzeczypospolitej
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”