Dzień po impeachmencie pani prezydent północnokoreańscy komandosi przeprowadzili pozorowany atak na Błękitny Dom. Na przedmieściach Pjongjangu w kwietniu wybudowano replikę siedziby Park Geun-hye, żołnierze po raz kolejny w tym roku ćwiczyli na niej rozmaite manewry. Tym razem porywanie ubranego na czerwono manekina - w tym kolorze najczęściej pokazywała się Park - miało ewidentnie jeszcze większe znaczenie niż wcześniej. Tak naprawdę prezydent nie trzeba już porywać, istnieje bowiem mikroskopijna szansa, by jej los się odwrócił i odzyskała zaufanie narodu. Państwowy dziennik Północy "Rodong Sinmun" zamieścił w niedzielnym wydaniu fotorelację z 27 zdjęciami akcji sił specjalnych w ośrodku pod stolicą. Głównym elementem rodzinnego zdjęcia oddziału obok puszczonego z dymem Cheong Wa Dae był oczywiście Kim Dzong Un, któremu po piątkowym głosowaniu w Seulu humor wyjątkowo dopisywał.

W odwrotnej kondycji z pewnością znajduje się lider południowokoreańskiej rządzącej partii Saenuri, która podczas tego samego głosowania musiała uznać wyższość opozycyjnych nastrojów. Lee Jung-hyun nie tylko musiał odstawić w stan zawieszenia "swoją" panią prezydent, ale także musi zmierzyć się z dotrzymaniem pewnej pochopnej obietnicy.

Szef partii Saenuri 30 listopada zarzekał sie, że impeachment Park nie ma szans powodzenia. Rzucił wówczas dziennikarzom słowa o tym, że jeżeli się myli, zanurzy dłonie w garnku z gotującym się sosem. Jako zwolennik pani prezydent miał na myśli ratowanie jej kariery. Zamiast impeachmentu wolał, by parlamentarzyści przychylili się do jej propozycji samodzielnego złożenia urzędu w kwietniu. Teraz jednak po ewidentnie przegranym głosowaniu Koreańczycy przypominają Lee o obietnicy.

Już w piątek po kilku godzinach po decyzji posłów przed biurem szefa partii postawiono garnek i opakowanie sosu. Na zdjęciu zamieszczonym w internecie widać dodatkowo wiadomość dla Lee Jung-hyuna przyczepioną na ścianie. Napisano na niej "To polecenie od narodu. Masz poparzyć sobie palce". Osoba, która opublikowała zdjęcie, dodała w jego opisie, że ze względu na przepisy bezpieczeństwa nie była w stanie wnieść do budynku parlamentu przenośnej kuchenki, żeby skompletować cały zestaw małego sadysty. Taki sam zestaw z garnkiem i sosem doręczono do kancelarii Lee w mieście Suncheon, które reprezentuje przewodniczący.

W internecie krąży wiele przerobionych komputerowo zdjęć, na których Lee Jung-hyun w rozmaitych sposób parzy sobie dłonie. W piątkowym głosowaniu dopatrzono się także "boskiej" interwencji. Po zestawieniu wszystkich najważniejszych liczb opisujących decyzję posłów otrzymano ciąg "1234567": 1 parlamentarzysta wstrzymał się, 234 było za odwołaniem Park, 56 przeciw, 7 oddało głosy nieważne. Dodatkowo badanie opinii publicznej wskazywało przed piątkiem, że 78 proc. mieszkańców kraju jest za odwołaniem prezydent. Dokładnie taki procentowo skład zaznaczył na karcie do anonimowego głosowania koreańskie "tak" czyli "ga" i odpowiedni chiński znak (https://en.m.wiktionary.org/wiki/%E5%8F%AF) na tak. 234 z 300 również daje 78 procent. Dla internautów to dwa wystarczające dowody, że wszechświat dał znać, że nie zgadza się na to, by Park Geun-hye dalej pełniła funkcję prezydenta.