Niemcy zachowali się inteligentnie, ale inni być może by go nie wykryli?
Tak, dlatego potrzebujemy systemowej kontroli i więcej informacji w SIS. Więc jest plan, żeby służby wywiadowcze i policja systematycznie wprowadzały do SIS wszystkie dane. Tak żeby na granicy czy w czasie przypadkowej kontroli na ulicy policja miała te dane i wiedziała, że dana osoba może być powiązana z terrorem, wojną w Syrii itp. Ale zaznaczam, że to nie jest proste. Wywiad gromadzi małe fragmenty informacji, składa je razem i dokonuje oceny. Zwykle sytuacja nie jest jasna: są podejrzenia, że ktoś mógł pojechać do Syrii, może być potencjalnym terrorystą, ale to za mało, żeby go postawić przed sądem. Przez pierwsze dwa lata ci ludzie zachowywali się bardzo narcystycznie: umieszczali na swoich stronach na Facebooku zdjęcia z kałasznikowem na tle flagi Daeszu. Ale teraz jest trudniej. Wywiad więc obejmuje takich ludzi nadzorem i stwierdza na podstawie wielu małych fragmentów, że coś jest nie tak. Ktoś był w Syrii, a może nawet tylko w Turcji, zmienił swoje zachowanie, modli się pięć razy dziennie, zerwał kontakty z rodziną i przyjaciółmi. Może jeszcze kupił wojskowe ubranie i zaczął wchodzić na podejrzane strony internetowe, zbyt często odwiedza Google Maps itd. I teraz chodzi o to, żeby dodawać te wszystkie warstwy informacji w systemie SIS. Żeby np. strażnik na granicy Bułgarii widział, że to może składać się na osobę, która mogła dołączyć do Daeszu, i w tej sytuacji trzeba natychmiast poinformować odpowiednie służby. Ale to wymaga wzajemnego zaufania służb. Przez długi czas wywiad bał się, że jeśli przekaże takie dane policji i straży granicznej, które nie są wyszkolone w sprawach wywiadowczych, to doprowadzi do przypadkowego wycieku. Wróćmy do sprawy Nemmouche'a. Załóżmy, że byłaby w systemie SIS informacja, że on mógł być w Daeszu, a więc że jest potencjalnym terrorystą. Jaką mamy gwarancję, że strażnik graniczny nie pokaże swoim zachowaniem, że znalazł coś szokującego w systemie? I da mu tym samym znać, że jest na liście podejrzanych? A i tak przecież będzie musiał go puścić, bo nie ma podstaw do zatrzymania. Tak więc nad tym trzeba pracować. Postępy są już bardzo duże, Francuzi wprowadzają teraz do SIS o 400 proc. więcej danych niż wcześniej.
Jaki wpływ na działania terrorystów miała afera Snowdena?
Jestem demokratą, rok pracowałem przy pisaniu Karty praw podstawowych, ale niestety musimy się pogodzić z tym, że wywiad działa tajnie. Tymczasem dzięki Snowdenowi stało się jasne, jak działa wywiad, a szczególnie NSA. I wszystkie służby wywiadowcze zauważyły znaczącą zmianę w sposobie zachowania i komunikacji terrorystów. Ale jest drugi skutek, groźniejszy. Snowden ujawnił, że niektóre amerykańskie firmy internetowe współpracowały z NSA. To wyrządziło im duże szkody wizerunkowe. One wiedzą, że konsumenci w Europie przywiązują ogromną wagę do prywatności i będą skłonni zmienić usługodawców. Postanowiły więc temu zapobiec i zwiększyć ochronę prywatności. I zaczęły wprowadzać systemy kodowania, które kodują na urządzeniach przenośnych, a nie na platformach internetowych, tak że nawet ta firma nie ma już dostępu do kodowanych wiadomości. Jak wywiad poprosi firmę o klucz do rozkodowania, ta odpowie, zgodnie z prawdą, że go nie ma. Bo robi to użytkownik na swoim urządzeniu mobilnym. Na przykład rozkaz dla zamachowca w Tunezji pięć miesięcy temu został przesłany z Libii za pośrednictwem komunikatora internetowego Jappix, który jest francuskim odpowiednikiem WhatsApp i dysponuje bardzo zaawansowanym systemem kodowania. Tak zaawansowanym, że tunezyjskie służby nie były w stanie przechwycić i odczytać wiadomości. Teraz więc obsesją wywiadu stało się, jak odczytać zakodowane informacje. Powinniśmy im to umożliwić technologicznie. Ale problem polega na tym, że jeśli otworzymy boczne drzwi dla wywiadu, to otworzymy też dla hakerów, terrorystów, szpiegów. Przynajmniej tak twierdzą najlepsi na świecie eksperci kodowania.
W Europie nie ma atmosfery do ograniczania prywatności. Szczególnie wielkim jej obrońcą jest Parlament Europejski.
Wiem, zostałem już publicznie oskarżony, że jestem wrogiem kodowania i przyjacielem NSA. Więc zapewniam, że jestem w 100 proc. za kodowaniem. Bo po pierwsze, to chroni aktywistów żyjących w krajach, gdzie rządzą dyktatorzy. I po drugie, potrzebujemy kodowania do obrony przed szpiegami, na przykład zorganizowanym często na poziomie państw szpiegostwem przemysłowym. Ale jednocześnie musimy pozwolić, żeby służby zgodnie z prawem miały dostęp do takich informacji. Przyznaję jednak, że przeprowadzenie takich przepisów przez Parlament Europejski byłoby ogromnym problemem. Do tego jeszcze PE chce więcej jawności w działaniach wywiadowczych. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego w publicznej debacie w PE mamy ujawniać, jak będziemy korzystać z PNR, czyli bazy danych o pasażerach linii lotniczych, i informować, według jakich kryteriów nabieramy podejrzeń. Powiedzmy hipotetycznie, że typowy dżihadysta kupuje bilet do Syrii na 24 godziny przed wylotem, płaci gotówką i lata bez bagażu. Taki będzie dodatkowo kontrolowany. Jak tylko to ogłosimy, będzie już kupował z dwutygodniowym wyprzedzeniem, płacił kartą kredytową i weźmie trzy walizki.