Brexit nawet za cenę Szkocji

We wtorek Johnson niemal na pewno będzie premierem. I zacznie się spektakl: z Brukselą jeszcze nikt nie grał tak ostro.

Aktualizacja: 19.07.2019 16:00 Publikacja: 18.07.2019 21:00

Kolejne kłamstwo Borisa Johnsona. W czwartek zarzucił Brukseli, że podwoiła cenę eksportu brytyjskie

Kolejne kłamstwo Borisa Johnsona. W czwartek zarzucił Brukseli, że podwoiła cenę eksportu brytyjskiego wędzonego śledzia, bo musi być opakowany lodem. AFP sprawdziła: te regulacje wprowadził rząd w Londynie.

Foto: AFP

Johnson ma w głowie plan prawdziwie diabelski. Tak przynajmniej sądzą brytyjskie media. Były burmistrz Londynu i szef dyplomacji miałby skłonić królową do wygłoszenia mowy tronowej dopiero na początku listopada, a więc po zakładanym wyjściu Zjednoczonego Królestwa z Unii 31 października. Zgodnie z prawem zwyczajowym do tego czasu deputowani nie mogliby się zebrać w parlamencie, aby zablokować twardy brexit, czyli opuszczenie Wspólnoty bez żadnego porozumienia.

– To najwyraźniej dużo więcej niż plotka, skoro najpierw Izba Lordów, a w czwartek także Izba Gmin już przyjęły rezolucję, która miałaby temu zapobiec. Czy to jednak wystarczy, nie wiadomo – mówi „Rzeczpospolitej" Ian Bond, dyrektor w londyńskim Center for European Reform (CER).

Śmierć backstopu

W głosowaniu w Izbie Gmin przeciw potencjalnej inicjatywie Johnsona głosowało aż 17 torysów, a od głosu wstrzymało się kilku ministrów – rzecz niezwykła w brytyjskiej kulturze politycznej.

Johnson jest jednak zdeterminowany nie tylko dlatego, że od kiedy na przełomie lat 80. i 90. był korespondentem w Brukseli „Daily Telegraph", uczynił z walki z Unią narzędzie spektakularnej kariery politycznej. Antyeuropejska gorączka ogarnęła też Partię Konserwatywną.

Przeprowadzony przez YouGov sondaż wśród 160 tys. działaczy partii, którzy wybiorą między Johnsonem a obecnym szefem MSZ Jeremym Huntem przyszłego szefa rządu, przyniósł prawdziwie szokujące wyniki. Okazuje się, że dla 63 proc. z nich warto zapłacić oderwaniem Szkocji za brexit, 59 proc. uważa tak samo, gdy idzie o Irlandię Północną, a dla 61 proc. na ołtarzu rozwodu z Unią warto poświęcić dobrą kondycję gospodarki. Tylko jedno mogłoby odwieść od brexitu szeregowych konserwatystów: jeśli efektem miałoby być przejęcie władzy przez radykalnego lidera laburzystów Jeremy'ego Corbyna.

Przeczytaj też: Posłowie uchwalają poprawkę, by zablokować Johnsona

– Przytłaczająca większość torysów uważa, że jeśli trzy lata po referendum rozwodowym Partia Konserwatywna nie zdoła wyprowadzić kraju z Unii, już nigdy więcej nie dojdzie do władzy – analizują autorzy sondażu.

W poniedziałek w czasie zorganizowanej przez największą gazetę kraju „The Sun" ostatniej debaty ze swoim oponentem Johnson zapowiedział więc, że 31 października kraj wychodzi z Unii, czy tego Bruksela będzie chciała czy nie. Uznał on też za „martwe" porozumienie, które wynegocjowała z Unią Theresa May i które Izba Gmin trzykrotnie odrzucała z powodu zapisu o bezterminowym pozostaniu Wielkiej Brytanii w unii celnej z krajami „27", byle nie przywracać kontroli na granicy z Republiką Irlandii (tzw. backstop).

Plan zawieszenia pracy parlamentu pozostaje jednak niezwykle ryzykowny. Choć formalnie nigdzie nie jest zapisane, że Westminster musi zatwierdzić plan wyjścia z Unii, to wstrzymanie działalności deputowanych w tak ważnym momencie de facto oznaczałoby bezprecedensowy cios w brytyjską demokrację parlamentarną.

– To jest podwójne zagranie pokerowe ze strony Johnsona. Z jednej strony zakłada on, że postawieni pod ścianą parlamentarzyści mimo wszystko nie zdecydują na obalenie jego rządu, bo torysi nie podejmą w tej sprawie współpracy z lewicą przeciw własnemu gabinetowi. A z drugiej strony przyszły premier zakłada, że wobec perspektywy brutalnego zerwania więzi z Wielką Brytanią Bruksela pójdzie na ustępstwa, szczególnie w sprawie backstopu – uważa Bond.

Na razie jednak nic nie wskazuje na to, aby Johnson mógł postawić na swoim w obu tych sprawach. Philip Hammond, minister finansów i lider proeuropejskich frakcji torysów, nie tylko zapowiedział, że nie wejdzie do rządu tworzonego przez Johnsona, ale „ze wszystkich sił" sprzeciwi się wyjściu kraju z Unii bez porozumienia.

– Twardy brexit skończy się tragedią dla naszej gospodarki i jej finansów. Nie rozumiem, jak politycy, którzy mają sprawować kluczowe stanowiska w państwie, mogą to ukrywać – powiedział w czwartek Hammond.

Weto Polski?

Z kolei Michel Barnier, unijny negocjator brexitu, ostrzegł, że „na nas nigdy nie robiło wrażenia straszenie wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii bez porozumienia".

– Theresa May ani razu nie użyła w rozmowie z nami takiej groźby. Wielka Brytania sama będzie musiała ponieść konsekwencje takiego kroku – ostrzegł Francuz.

Ale Johnson ma w zanadrzu jeszcze jeden pomysł.

– Parlament jest w stanie blokować propozycje rządu, ale nie potrafi porozumieć się w sprawie zatwierdzenia jakiegoś pozytywnego scenariusza. Johnson może to wykorzystać i kiedy 31 października minie termin wydłużenia negocjacji, zgodnie z art. 50 traktatu UE doprowadzić do wyjścia Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty. Tylko jednomyślna decyzja Rady UE o wydłużeniu rokowań mogłaby temu zapobiec. Ale czy Bruksela podejmie taką decyzję, nawet jeśli Londyn o to nie wystąpi? – zastanawia się Bond. – Mamy premiera, dla którego priorytetem jest utrzymanie się u władzy, a nie przyszłość kraju, więc bardzo trudno przewidzieć jego ruchy – dodaje.

W takim układzie bardzo ciekawa byłaby też rola Polski. Czy na prośbę brytyjskiego premiera nasz kraj zawetuje decyzję Rady UE o wydłużeniu rozmów, czy raczej będzie się kierował interesem milionowej polskiej mniejszości mieszkającej na Wyspach i poprze odłożenie brexitu?

Perspektywą pokerowej zagrywki Johnson nie są w każdym razie zachwycone rynki finansowe: funt był w czwartek wymieniany za ok. 1,24 USD, najmniej od dwóch lat. Rządowy Urząd Odpowiedzialności Budżetowej (OBR) ostrzegł, że Wielka Brytania po raz pierwszy od siedmiu lat wchodzi w recesję z powodu niepewności spowodowanej ryzykiem twardego brexitu. Jego zdaniem, jeśli ten scenariusz się urzeczywistni, w przyszłym roku gospodarka kraju skurczy się o 2 proc., a deficyt budżetowy podwoi się.

Johnson ma w głowie plan prawdziwie diabelski. Tak przynajmniej sądzą brytyjskie media. Były burmistrz Londynu i szef dyplomacji miałby skłonić królową do wygłoszenia mowy tronowej dopiero na początku listopada, a więc po zakładanym wyjściu Zjednoczonego Królestwa z Unii 31 października. Zgodnie z prawem zwyczajowym do tego czasu deputowani nie mogliby się zebrać w parlamencie, aby zablokować twardy brexit, czyli opuszczenie Wspólnoty bez żadnego porozumienia.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789