Na razie w ten weekend to tylko wstępna faza – rozgrywki kontynentalne w Grupie II, mecze Rumunia – Zimbabwe, Maroko – Litwa, Tajlandia – Filipiny i Salwador – Peru. Pozostałe osiem spotkań tej grupy odbędzie się w połowie września. Także we wrześniu 12 meczów Grupy I, ich zwycięzcy zdobędą prawo gry w kwalifikacjach (luty 2020 r.) dających awans do przyszłorocznego finału.
Skład tegorocznych finałów jest znany, wyłoniły je kwalifikacje w lutym. Polskich emocji zabrakło, miejsce naszej reprezentacji w nowej strukturze jest bowiem wyjątkowo marne – drużyna kapitana Radosława Szymanika zajmuje w rankingu ITF dopiero 69. miejsce (ma 7,75 pkt, liderzy Francuzi – 3263,75). To efekt kary i odjęcia 2000 pkt za zbyt szybką nawierzchnię podczas meczu z Argentyną w Sopocie w 2016 r. Przed karą Polacy zajmowali 17. miejsce na świecie.
Zgodnie z obecnymi regułami ranking zadecydował o przydziale do nowych grup. Trzy zwycięskie mecze w Grupie II strefy euro-afrykańskiej w 2018 roku (3:2 ze Słowenią, 4:1 z Zimbabwe i 3:2 z Rumunią) okazały się bez znaczenia, odwołania władz Polskiego Związku Tenisowego też nie dały efektu.
Polska, zamiast awansować do Grupy I, spadła do Grupy III. Oznacza to, że Hubert Hurkacz i koledzy zagrają w 2019 roku tylko raz, od 11 do 14 września w Atenach z Grecją (gospodarze zapowiadają debiut Stefanosa Tsitsipasa), Luksemburgiem, Estonią, Łotwą, Monako, Czarnogórą i Macedonią Północną.
Nie ma jeszcze informacji, ile drużyn i jak wywalczy awans do Grupy II. Korzyścią gry w Atenach jest tylko to, że tenisiści, wypełniwszy obowiązek startu w Pucharze Davisa, spełnią wymóg ITF w kwestii dopuszczenia do startu olimpijskiego w Tokio.