To się nazywa kobieca intuicja. Katarzyna Figura, obdarzona trudnym do ukrycia seksapilem, znudzona propozycjami grania wyłącznie seks bomb (najpierw serio, a z biegiem lat bardziej komediowo) postanowiła o siebie zawalczyć. Jak bohaterka piosenki „Bo we mnie jest seks” Przybory i Wasowskiego zdecydowała się przekonać reżyserów i widzów, „że oprócz ciała ma przecież i duszę”. To łączyło się z przeprowadzką z wygodnej Warszawy na Wybrzeże. Wejście do teatru, w którym teraz, po śmierci Joanny Bogackiej, niepodzielną królową jest Dorota Kolak, też było pewnym ryzykiem. Okazało się, że obie panie, wbrew „życzliwym” kolegom, nie są dla siebie zagrożeniem, a czasem się zdarza, że potrafią być świetnymi partnerkami. Tak było choćby w „Trojankach” czy „Marii Stuart”.

Figura w „Wybrzeżu” to nie tylko nowy rozdział w jej artystycznym życiu, ale też nowa jakość jej aktorstwa, o czym najdobitniej świadczy właśnie „Fedra”. Spektakl absolutnie  wybitny. I złożyło się na to wiele elementów. Przedstawienie jest przemyślane w najdrobniejszym szczególe przez reżysera Grzegorza Wiśniewskiego.  Nowe tłumaczenie Antoniego Libery zdejmuje tę opowieść z koturnów antyku. Ascetyczna scenografia Mirka Kaczmarka pozwala widzowi skupić się na grze aktorów.

Rola Katarzyny Figury zasługuje na miano kreacji. Aktorka stworzyła fascynujące psychologiczne studium kobiety dojrzałej, broniącej się przed upływającym czasem, walczącej o prawo do miłości, nawet wtedy gdy jest to miłość grzeszna i niemożliwa. Figura z niezwykłą precyzją kreśli dramat niespełnienia swej bohaterki. Pozorny spokój i powaga skrywają głębokie pokłady silnych emocji i namiętności. Katarzyna Dałek (którą przed laty uznałem za jedną z najciekawszych aktorek młodego pokolenia) postać Arycji obdarzyła wyrafinowaną seksualnością, której dopełnieniem była świetna wokaliza. Jakub Nosiadek rolę Hipolita z godnością przyjął „na klatę”. Ciekawym, nieco perwersyjnym zabiegiem reżyserskim była zmiana płci przyjaciółki i powierniczki Fedry, Enony. U Wiśniewskiego ta postać, choć porusza się na szpilkach, jest mężczyzną Enonem (niecodzienne wyzwanie dla Krzysztofa Matuszewskiego). A zmiana płci buduje inne relacje między nim a Fedrą.

Oglądając w minionej dekadzie kilka znaczących spektakli na Wybrzeżu miałem wrażenie, że są one zupełnie niedocenione w Warszawie. Zaproszenie „Trojanek” i „Fedry” pokazało, że może być inaczej.