Spektakl powstały na motywach sztuki An-skiego, wykorzystuje motyw nieszczęśliwej miłości Lei i Chunona do pokazania dramatu Holokaustu. Analizuje przyczyny zerwania wielowiekowego przymierza między narodami polskim i żydowskim. Próbuje też odpowiedzieć na pytanie, jak ta tragiczna historia odbija się na naszych współczesnych relacjach.  Kleczewska w niezwykle poruszający sposób pokazała, jak istotne jest obcowanie ze śmiercią i umarłymi i jak ważną dla tożsamości obu narodów jest pamięć. Głosy wraz z trzema mieszkami wartymi 30 tys. złotych oddali na nią jurorzy: reżyser Remigiusz Brzyk, dramatopisarka Małgorzata Sikorska-Miszczuk i kompozytor Jan Kanty Pawluśkiewicz. 

Paweł Miśkiewicz, reżyser spektaklu „Kto wyciągnie kartę wisielca, kto błazna” według „Króla Leara” Szekspira wystawionego przez Teatr im. Słowackiego w Krakowie otrzymał dwa mieszki o wartości 20 tys. złotych głosami aktorki Ewy Błaszczyk i Michaela Ockwella, dyrektora Mayflower Theatre w Southampton. Miśkiewicz pożenił Szekspira z Beckettem, by sugestywnie opowiedzieć o problemie starości, o marginalizacji i alienacji starszych ludzi, o walce starego człowieka o zachowanie godności nie tylko przed naporem żądnych władzy nad światem młodych, ale i w obliczu zbliżającej się śmierci.  

Nagroda publiczności i mieszek z 10 tys. złotych oraz nagroda dziennikarzy przypadła Ewelinie Marciniak za reżyserię „Portretu damy” wystawionego na podstawie powieści Henry'ego Jamesa przez Teatr Wybrzeże w Gdańsku. Wysmakowane plastycznie, muzycznie i choreograficznie widowisko, niezwykle spójne w formie, pokazało skostniałą w konwenansach Europę, w której trudno odnaleźć się młodej Amerykance uosabiającej wolność w obyczajowości i w myśleniu.  

Kiedy w 2006 roku Maja Kleczewska  po raz pierwszy otrzymała na katowickim festiwalu Laur Konrada za  spektakl „Woyzeck” Büchnera, został usankcjonowany nowy etap rozwoju polskiej reżyserii teatralnej – etap żerowania na klasyce w sposób absolutnie dowolny, całkowicie odrzucający troskę o integralność dramaturgicznego pierwowzoru. Jak dowodzi tegoroczna edycja Interpretacji, zbieramy dziś ciekawe owoce tamtej decyzji. 

Festiwal otwierał spektakl mistrzowski, jakim był „Wujaszek Wania” Czechowa w reżyserii Lwa Dodina w wykonaniu Małego Teatru Dramatycznego Teatru Europy w Sankt Petersburgu. To scena, dla której najważniejsze jest słowo i realizm psychologiczny, oparty na fantastycznym aktorstwie i reżyserii – najlepszej, a więc takiej, której nie widać, jak mawiał Zygmunt Huebner, polski mistrz reżyserii. To teatr krystalicznie czysty, ale dziś zdetronizowany zarówno przez reżyserów poszukujących swego miejsca  na scenach i chcących mówić własnym, oryginalnym językiem artystycznym, jak i przez młodą publiczność znudzoną przerabianiem kolejnych wersji odczytania klasycznego tekstu – bo taki teatr jest dla niej tak nudny, jak nudna jest obowiązkowa lektura szkolna. Jeśli więc ma być klasyka, to klasyka a rebours albo taka, z której nic nie pozostaje prócz tytułu.  Trwa więc gorączkowe poszukiwanie nowego sposobu narracji, nowych form i przestrzeni. 

Wszystkie spektakle konkursowe oparte były w tym roku na klasyce – co chyba w historii tego festiwalu zdarzyło się po raz pierwszy - i wszystkim daleko było do klasycznej jej interpretacji. To nie były autorskie odczytania tekstu, nie cechowała je interpretacja i konsekwencja sceniczna w jej prezentowaniu – jak u Dodina. To były utwory stworzone na nowo przez współpracujących z reżyserami dramaturgów, które ledwie czerpały z danego utworu inspirację do własnych konstrukcji dramaturgicznych lub były kompilacjami wielu dramatów. Większość reżyserów, szanując autorów pierwowzorów, zaznaczyła, że ich propozycja jest zrobiona według czy na motywach – jak Kleczewska, Miśkiewicz, Marciniak, a także Monika Strzępka w zrealizowanej w Starym Teatrze w Krakowie „Nie-Boskiej komedii” Krasińskiego opatrzonej podtytułem „Wszystko powiem Bogu!”.  Wyjątkiem okazał się Michał Borczuch, który sygnował swym nazwiskiem „Fausta” Goethego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, ale ingerencja jego i Tomasza Śpiewaka, autora scenariusza, w utwór była tak wielka, że trudno było rozpoznać oryginał. 

Pięć konkursowych spektakli, a także przedstawienia oparte na dokumentalnych historiach z nurtu Interpretacje.doc, jak również inscenizacja „Witom, żegnom” o podglebiu kulturowym Śląska artykułowanym muzyką orkiestr górniczych oraz druga z mistrzowskich propozycji - „Czarodziejska góra”, powstała na zamówienie Malta Festiwal Poznań 2015 opera Pawła Mykietyna na motywach powieści Tomasza Manna, łączył jeden temat przewodni –  tożsamość jednostki, artysty, kobiety, starzejącego się człowieka, tożsamość narodu, Polski, Europy.  Czy jest coś ważniejszego niż przekonanie o tym, kim jestem, co robię, myślę, czuję, do czego dążę, dostrzeżenie poczucia przynależności do grupy?
Niby to temat już ograny, wałkowany od dziesiątek lat i to nie tylko na scenie, pytanie o tożsamość było wszak jednym z najważniejszych pytań XX wieku. Trwa kolejne stulecie, a jednoznacznej odpowiedzi na nie nie ma. Po zamachach terrorystycznych w Paryżu musimy szybko jednak ją znaleźć. Tegoroczny Festiwal Interpretacje w jakimś sensie może być w tym pomocny.