Szkoci coraz bliżej niepodległości

Boris Johnson chce uratować jedność królestwa hojnymi subwencjami. Ale może być na to za późno.

Aktualizacja: 24.07.2020 06:46 Publikacja: 23.07.2020 18:35

Premier Johnson jest gotów zbudować za 20 mld funtów most łączący Szkocję z Irlandią Płn., byle zach

Premier Johnson jest gotów zbudować za 20 mld funtów most łączący Szkocję z Irlandią Płn., byle zachować jedność królestwa

Foto: AFP

– Im dłużej tu będzie, tym bardziej będziemy chcieli się od Wielkiej Brytanii oddzielić – to ostrzeżenie szefa klubu Szkockiej Partii Narodowej (SNP) w parlamencie w Westminster Iana Blackforda Boris Johnson jakby wziął sobie do serca. W czwartek po raz pierwszy od listopada i wybuchu pandemii poleciał co prawda do Szkocji. Wybrał jednak jedną z jej najdalszych części: Orkady.

– Nie, nie spotkam się z nim. Mam tylko nadzieję, że będzie przestrzegał zasad oddalenia społecznego, aby nas tu nie pozarażać – przyznała w Edynburgu Nicola Sturgeon, pierwsza minister Szkocji i liderka SNP.

Ponowne referendum

Premier z otwartymi rękami przez Szkotów faktycznie witany nie jest. W referendum w czerwcu 2016 r. 62 proc. mieszkańców prowincji opowiedziało się za pozostaniem w Unii, ale zostali przegłosowani przez dziesięciokrotnie liczniejszych Anglików. Wówczas twarzą kampanii na rzecz brexitu był Johnson. Wiosną tego roku szef rządu przez wiele kluczowych tygodni lekceważył zaś Covid-19, co doprowadziło do zgonu przeszło 45 tys. Brytyjczyków, najwięcej ze wszystkich krajów świata poza Ameryką i Brazylią. Efektem jest surowy kryzys sanitarny i gospodarczy, który może się jeszcze pogłębić z początkiem przyszłego roku, gdy, jak wiele na to wskazuje, Zjednoczone Królestwo brutalnie zerwie obecne umowy o współpracy z Unią.

To wszystko przekłada się na wyniki opublikowanego w weekend sondażu instytutu Panelbase, który musi szokować. Wynika z niego, że już 54 proc. Szkotów chce niepodległości wobec 45 proc. w referendum z 2014 r. Równie niepokojąca dla Londynu jest też popularność samej Sturgeon. Różnica między liczbą respondentów, którzy jej ufają, a tymi, którzy nie darzą jej zaufaniem, wynosi aż 60 proc. na plusie, podczas gdy dla Johnsona proporcje są odwrotne i zamykają się liczbą minus 39 proc. To daje porażającą różnicę 99 pkt proc. Bardzo prawdopodobnym tego efektem będzie przytłaczające zwycięstwo SNP w wyborach regionalnych w przyszłym roku i przejęcie przez szkockich nacjonalistów bezwzględnej większości w szkockim parlamencie (Holyrood). A co za tym idzie – niezwykłe starcie między Londynem i Edynburgiem.

– W grudniu Torysi zdobyli przytłaczającą większość w Westminster. Jeśli za kilka miesięcy podobną większość w Holyrood zdobędzie SNP, niepodległość Szkocji w ciągu pięciu lat będzie nieunikniona – mówi „Rzeczpospolitej" sir Thomas Divine, czołowy szkocki historyk.

Najważniejszym żądaniem Sturgeon jest przeprowadzenie ponownego referendum niepodległościowego. Zgodę na jego rozpisanie musi jednak wydać Westminister. Pytany o to po wylądowaniu na Orkadach Johnson powiedział: „mieliśmy referendum w 2014 r. Dało bardzo wyraźny wynik. I, na zdrowy rozsądek, było to głosowanie, które przeprowadza się raz na pokolenie. A chyba dla nikogo sześć lat to nie jest pokolenie". Premier nie powiedział jednak jasno, że nie zezwoleni na referendum.

Sir John Curtis, najbardziej znany brytyjski badacz opinii publicznej, przypomina jednak, że kiedy ostatnim razem (w 2011 r.) SNP zdobył przytłaczającą większość w szkockim parlamencie, ówczesny premier David Cameron bardzo szybko uległ presji i zgodził się na głosowanie.

– Jeśli SNP w 2021 r. odniesie podobny sukces, nie wyobrażam sobie, aby Johnson mógł odmówić referendum – uważa Curtis. Jego zdaniem ci Szkoci, którzy w 2016 r. głosowali za pozostaniem w Unii, od niedawna stali się też jako grupa zdecydowanymi zwolennikami niepodległości. Ta zmiana zaczęła się rysować w 2019 r., gdy stało się jasne, że zamiast w kraj mlekiem i miodem płynącym, Wielka Brytania opuszczająca zjednoczoną Europę przekształciła się w państwo z coraz poważniejszymi problemami.

Most do Irlandii

To odczucie jeszcze umocniło fatalne zarządzanie pandemią przez Londyn. Ponieważ do Szkocji zaraza doszła z opóźnieniem w stosunku do Anglii, a Sturgeon zastosowała surowsze środki, liczba ofiar w północnej prowincji okazała się proporcjonalnie o ok. jedną trzecią mniejsza niż w południowej części kraju.

Dla Johnsona wszystko to wymusza pełną mobilizację na rzecz utrzymania liczącego trzy wieki Zjednoczonego Królestwa. – Służba cywilna jest służbą brytyjską i nie może pozostać w sprawie jedności kraju neutralna – zapowiedział premier. Ogłosił także podjęcie prac studyjnych nad projektem 45-km mostu (lub tunelu), który miałby połączyć Szkocję z Irlandią Północną.

– Kiedy Anglicy, Szkoci, Irlandczycy i Walijczycy działają razem, są o wiele silniejsi – przekonywał Johnson.

Ale w Edynburgu to przesłanie niewielu przekonało. – Czy on próbuje udowodnić, że małe narody Europy nie dają sobie rady z kryzysami? – pyta Ian Blackford.

– Im dłużej tu będzie, tym bardziej będziemy chcieli się od Wielkiej Brytanii oddzielić – to ostrzeżenie szefa klubu Szkockiej Partii Narodowej (SNP) w parlamencie w Westminster Iana Blackforda Boris Johnson jakby wziął sobie do serca. W czwartek po raz pierwszy od listopada i wybuchu pandemii poleciał co prawda do Szkocji. Wybrał jednak jedną z jej najdalszych części: Orkady.

– Nie, nie spotkam się z nim. Mam tylko nadzieję, że będzie przestrzegał zasad oddalenia społecznego, aby nas tu nie pozarażać – przyznała w Edynburgu Nicola Sturgeon, pierwsza minister Szkocji i liderka SNP.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 786
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 785
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 784
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 783
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 782