Wyjątkowość jednego z najnowszych przekazów z Pjongjangu jest równie zaskakująca. Propaganda Północy przyzwyczaiła przez dekady nie tylko swoich obywateli, ale i świat do języka buty i poetyckich przechwałek. Tym razem jednak sięga po dawnego amerykańskiego prezydenta by skrytykować... obecnego.

W Pjongjangu napisano list w stylu usiłującym nawiązać do tego używanego przez Abrahama Lincolna. Oburzony prezydent nr 16 miał krytykuje w nim nr 44. Lincoln z Korei Północnej zarzuca administracji Obamy bezużyteczność i anachronizm.

Trudno wyobrazić sobie większe zdumienie na twarzach analityków reżimu, gdy zetknęli się z przekazem takiego kalibru. Można żartować, czy aby podrabiany Lincoln nazywający swoją nową ojczyznę słowami przemówienia gettysburskiego (o rządach narodu, przez naród i dla narodu), nie sieje większego zamętu niż informacja o kolejnej próbie nuklearnej, jednak cała sprawa nadaje się bardziej na wiadomość z 1 kwietnia, a nie na kolejny pokaz rzekomej siły Pjongjangu.

Jak bowiem nie traktować listu, w którym prezydent Abraham zwraca się do prezydenta Baracka słowami "Słuchaj Obama, wiem, że masz obecnie wiele kłopotów jako głową państwa, ale mógłbyś trochę lepiej budować swoją politykę". Reżim ustami Lincolna krytykuje obecne Stany Zjednoczone za nieudolność w usuwaniu broni atomowej na świecie (sic!) i wytyka popieranie kolejnych sankcji ONZ. Według Korei Północnej to USA stanowiły przez ostatnie lata dużo większe zagrożenie dla całego globu niż niewielki kraj ze Wschodu.

Według specjalistów z Południa ten nietypowy list ma na celu zyskać przychylność Amerykanów wobec Pjongjangu. Jednak w ustach kraju, który rozmawia ze światem jedynie na poziomie twardej propagandy, taka stylizacja osiąga odwrotny efekt i zamiast ciekawego zabiegu wyszedł niekorzystny dla samej Północy pastisz. Jednak po raz pierwszy mamy do czynienia z tak dalece posuniętym zabiegiem literackim z zamkniętego dla świata kraju. Do tej pory reżim jedynie powoływał się na amerykańskie ideały demokracji w postaci Jerzego Waszyngtona, Thomasa Jeffersona i ponownie Lincolna, by pokazywać wielkość własnego ojca - założyciela, czyli Kim Ir Sena.