Dnia przed zachodem nie powinni chwalić trenerzy. We wtorek Jagiellonia pokonała w Lubinie Zagłębie 2:0. Michał Probierz miał szczególne powody do zadowolenia. Raz – że wygrał na wyjeździe, dwa – pokonał kolegę po fachu Piotra Stokowca, który zostawił Jagiellonię dla Zagłębia i wydawało się, że dobrze białostoczan zna. Wynik z 1 grudnia zdawał się potwierdzać kryzys Zagłębia i głęboki oddech Jagiellonii.

Minęło kilka dni i te wszystkie oceny przestały mieć znaczenie. Zagłębie wygrało z Termaliką, a Jagiellonia straciła punkty w Białymstoku z Górnikiem, którego teoretycznie dobrze powinien znać Probierz. I nadal nic nie wiemy.

Ufać mogę Lechowi, bo Jan Urban odbudował drużynę wzorcowo. Ale przecież to jest ten sam zespół, z którym pracował i tytuł mistrza zdobył Maciej Skorża. Czy gdyby pozostał na stanowisku, dziś Lech grałby równie dobrze? Jaki udział w wyniku meczu mają trenerzy, a jaki piłkarze? Ze Skorżą walczyli o zwycięstwo w lidze, a potem przestał im się podobać? Chcieli zmiany trenera i teraz pokazują, że warto było ich słuchać? Ktoś kiedyś to potwierdzi albo zdementuje.

Z przyjemnością oglądałem mecz Piasta z Cracovią. Lider nie wygrał drugi raz z kolei, Cracovia doprowadziła do remisu, kibice mieli poczucie, że warto było przyjść na stadion. Dawno w Krakowie nie było takiej sytuacji, w której Pasy nie tylko pokonały Wisłę na jej stadionie, ale grają ładniej i zajmują wyższe miejsce w tabeli.

W Cracovii nie zobaczyliśmy Bartosza Kapustki. Ktoś go pobił w nocnym klubie. O ile mi wiadomo, Kapustka jest normalnym, dobrze wychowanym chłopakiem, ale kiedy ma się 19 lat i przeżywa najpiękniejsze tygodnie krótkiego życia, czasami podejmuje się decyzje niefortunne. Jego w tej dyskotece o trzeciej w nocy nie powinno być i ktoś powinien mu to uświadomić. Ale kto? Rodzice dbają o nich w domu. Kluby oceniają ich grę, a budzą się dopiero wtedy, kiedy coś wydarzy się poza boiskiem. Agenci myślą, jak na nich zarobić. Młodzi zawodnicy są więc zdani na siebie lub swoich kolegów, będących w takiej samej sytuacji jak oni. I czasami źle to się kończy. A Kraków jest dla piłkarzy równie niebezpieczny, jak stolica. Niejeden krakowski talent mógłby napisać książkę w stylu Paula Mersona: „Jak nie być profesjonalnym piłkarzem". Gdyby umiał tak pisać, oczywiście.